– Oczywiście, każde dziecko jest gotowe na pójście do przedszkola, a dokładniej mówiąc, na opuszczenie domu i swoich bliskich dorosłych w różnym wieku, ale człowiek jako istota społeczna potrzebuje umiejętności życia społecznego. Znam dorosłych, którzy nie chodzili do przedszkola i do dziś nie umieją się odnaleźć w społeczeństwie. Nie wiedzą, że trzeba np. pomóc innym. Są społecznymi inwalidami. Dzieci niechodzące do przedszkola mają zaburzoną samoocenę. Dorośli, z którymi się kontaktują, dają im fory. Często więc nieświadomie zawyżamy dziecku samoocenę. Chwalimy je za wszystko, dajemy wygrać. Dopiero w grupie rówieśniczej dziecko się dowie, co tak naprawdę potrafi i zweryfikuje swoją samoocenę – przekonuje Agnieszka Warzocha. Im wcześniej poznają realny świat i to, że istnieją inni, z którymi trzeba wypracować relacje, tym dla ich społecznego rozwoju lepiej.
– Trzylatek jest egocentrykiem, a egocentryk nie umie funkcjonować w społeczeństwie. Im wcześniej wyzbędzie się egocentryzmu, tym lepiej – dodaje Agnieszka Warzocha.
Aktywizują lokalną społeczność
Choć przedszkolna edukacja jest tak bardzo ważna, to ze statystyk wynika, że niewiele ponad 60 proc. dzieci w Polsce jest obecnie objętych wychowaniem przedszkolnym, z czego tylko 30 proc. na wsiach. W ostatnich 20 latach zamknięto ich tam ponad połowę. Do przedszkola chodzi więc tylko co trzecie wiejskie dziecko. To jeden z najniższych wskaźników upowszechniania edukacji przedszkolnej w Unii Europejskiej. Tę sytuację mogłoby poprawić objęcie przedszkoli subwencją oświatową. Ale zanim do tego dojdzie, powstają stowarzyszenia, fundacje i inne pozarządowe organizacje, który wzięły sobie do serca wychowanie przedszkolne i chcąc poprawić statystyki, działają m.in. na terenach wiejskich.
– Na wsi przedszkola są bardzo potrzebne. I co ważne, pełnią inne funkcje niż w mieście. Dzieci na wsi często są w ciągu dnia pozostawione same sobie. Dawno bowiem minęły czasy, gdy biegały po łąkach i wspinały się po drzewach. Dziś polska wieś wygląda inaczej. Nie ma na nich wielodzietnych i jednocześnie wielopokoleniowych rodzin. Młodzi zazwyczaj mieszkają sami. Mają jedno lub dwoje dzieci, które tak jak dzieci z miast spędzają samotnie czas przed telewizorem. Zdarzają się więc dzieci zaniedbane. Pozostawione same sobie mają np. zaburzone więzi społeczne i bardzo ubogie słownictwo – twierdzi Elżbieta Tołwińska- Królikowska, wiceprezes Federacji Oświatowych, która jest autorem projektu „Małe przedszkole w każdej wsi".
Dzięki tej inicjatywie w ciągu sześciu lat otwarto ponad 150 placówek przedszkolnych na terenie sześciu województw: pomorskiego, zachodniopomorskiego, kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego, mazowieckiego i łódzkiego. Program wygrał konkurs Ministerstwa Edukacji Narodowej i jest finansowany z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. Jego pierwsza edycja odbyła się w latach 2005 – 2007. Wówczas w małych przedszkolach znalazło opiekę ponad 1300 dzieci z terenów wiejskich.
– Początki były trudne. Musieliśmy namawiać rodziców, by chcieli posyłać dzieci do przedszkola. Oporni byli również burmistrzowie. Nikt nie widział potrzeby, by na wsi otwierać przedszkola. A tam potrzeby są ogromne. Z naszych badań wynika, że trzy czwarte dzieci na wsi wymaga opieki logopedy, psychologa, stomatologa. Pomoc mogą uzyskać tylko w przedszkolu. Dla wielu to też okazja na codzienny talerz gorącej zupy, którego nie dostaliby w domu – tłumaczy Elżbieta Tołwińska-Królikowska. Co ważne, przedszkola otwierane w ramach projektu są bezpłatne.