Poszła Ola do przedszkola

Coraz więcej dzieci chodzi do przedszkola, na wsi jednak przedszkolaków jest wciąż za mało.

Publikacja: 29.08.2011 11:57

Poszła Ola do przedszkola

Foto: Archiwum

Specjaliści zgodnie twierdzą, że przebywanie w grupie rówieśników jest bardzo ważnym elementem prawidłowego rozwoju dziecka.

Jeszcze kilkanaście lat temu posyłanie dzieci do przedszkola było traktowane jak zło konieczne. Rodzice, którzy chcieli dobrze wychować swoje pociechy, twierdzili, że trzeba to robić samodzielnie. Tylko wyrodne matki, dla których kariera zawodowa jest najważniejsza, posyłają dzieci do przedszkola. Dziś takie myślenie jest przez psychologów, pedagogów i socjologów traktowane jako wychowawczy błąd.

Lekarstwo na egocentryzm

Współczesne przedszkola to nie tylko placówki opiekuńcze, ale przede wszystkim edukacyjne. Dbają o intelektualny rozwój naszych dzieci i uczą relacji społecznych. Specjaliści twierdzą bowiem, że człowiek jako istota społeczna od najmłodszych lat właśnie w grupie rówieśniczej, czyli np. w przedszkolu, uczy się relacji społecznych.

Trzylatek jest ciekawy świata, otwarty na nowości, więc przedszkole może mu pomóc rozwijać tę ciekawość. Dziecko, przebywając w grupie rówieśniczej, poznaje zasady obowiązujące w kontaktach z innymi dziećmi. Jednocześnie w przedszkolu ćwiczy swoją sprawność manualną, rozwija wyobraźnię i staje się bardziej samodzielne.

Oczywiście są też sceptycy, którzy twierdzą, że trzylatka nie powinno się jeszcze uspołeczniać, bo nie potrafi się bawić z rówieśnikami. Dla niego wciąż najważniejszy jest bliski dorosły, którego może naśladować. Z tą opinią nie zgadza się psycholożka Agnieszka Warzocha, mama trojga dzieci, która choć nie chodziła do pracy, posyłała swoje dzieci do przedszkola, twierdząc, że przedszkole jest szkołą życia dla dzieci w każdym wieku.

– Oczywiście, każde dziecko jest gotowe na pójście do przedszkola, a dokładniej mówiąc, na opuszczenie domu i swoich bliskich dorosłych w różnym wieku, ale człowiek jako istota społeczna potrzebuje umiejętności życia społecznego. Znam dorosłych, którzy nie chodzili do przedszkola i do dziś nie umieją się odnaleźć w społeczeństwie. Nie wiedzą, że trzeba np. pomóc innym. Są społecznymi inwalidami. Dzieci niechodzące do przedszkola mają zaburzoną samoocenę. Dorośli, z którymi się kontaktują, dają im fory. Często więc nieświadomie zawyżamy dziecku samoocenę. Chwalimy je za wszystko, dajemy wygrać. Dopiero w grupie rówieśniczej dziecko się dowie, co tak naprawdę potrafi i zweryfikuje swoją samoocenę – przekonuje Agnieszka Warzocha. Im wcześniej poznają realny świat i to, że istnieją inni, z którymi trzeba wypracować relacje, tym dla ich społecznego rozwoju lepiej.

– Trzylatek jest egocentrykiem, a egocentryk nie umie funkcjonować w społeczeństwie. Im wcześniej wyzbędzie się egocentryzmu, tym lepiej – dodaje Agnieszka Warzocha.

Aktywizują lokalną społeczność

Choć przedszkolna edukacja jest tak bardzo ważna, to ze statystyk wynika, że niewiele ponad 60 proc. dzieci w Polsce jest obecnie objętych wychowaniem przedszkolnym, z czego tylko 30 proc. na wsiach. W ostatnich 20 latach zamknięto ich tam ponad połowę. Do przedszkola chodzi więc tylko co trzecie wiejskie dziecko. To jeden z najniższych wskaźników upowszechniania edukacji przedszkolnej w Unii Europejskiej. Tę sytuację mogłoby poprawić objęcie przedszkoli subwencją oświatową. Ale zanim do tego dojdzie, powstają stowarzyszenia, fundacje i inne pozarządowe organizacje, który wzięły sobie do serca wychowanie przedszkolne i chcąc poprawić statystyki, działają m.in. na terenach wiejskich.

– Na wsi przedszkola są bardzo potrzebne. I co ważne, pełnią inne funkcje niż w mieście. Dzieci na wsi często są w ciągu dnia pozostawione same sobie. Dawno bowiem minęły czasy, gdy biegały po łąkach i wspinały się po drzewach. Dziś polska wieś wygląda inaczej. Nie ma na nich wielodzietnych i jednocześnie wielopokoleniowych rodzin. Młodzi zazwyczaj mieszkają sami. Mają jedno lub dwoje dzieci, które tak jak dzieci z miast spędzają samotnie czas przed telewizorem. Zdarzają się więc dzieci zaniedbane. Pozostawione same sobie mają np. zaburzone więzi społeczne i bardzo ubogie słownictwo – twierdzi Elżbieta Tołwińska- Królikowska, wiceprezes Federacji Oświatowych, która jest autorem projektu „Małe przedszkole w każdej wsi".

Dzięki tej inicjatywie w ciągu sześciu lat otwarto ponad 150 placówek przedszkolnych na terenie sześciu województw: pomorskiego, zachodniopomorskiego, kujawsko-pomorskiego, dolnośląskiego, mazowieckiego i łódzkiego. Program wygrał konkurs Ministerstwa Edukacji Narodowej i jest finansowany z funduszy strukturalnych Unii Europejskiej. Jego pierwsza edycja odbyła się w latach 2005 – 2007. Wówczas w małych przedszkolach znalazło opiekę ponad 1300 dzieci z terenów wiejskich.

– Początki były trudne. Musieliśmy namawiać rodziców, by chcieli posyłać dzieci do przedszkola. Oporni byli również burmistrzowie. Nikt nie widział potrzeby, by na wsi otwierać przedszkola. A tam potrzeby są ogromne. Z naszych badań wynika, że trzy czwarte dzieci na wsi wymaga opieki logopedy, psychologa, stomatologa. Pomoc mogą uzyskać tylko w przedszkolu. Dla wielu to też okazja na codzienny talerz gorącej zupy, którego nie dostaliby w domu – tłumaczy Elżbieta Tołwińska-Królikowska. Co ważne, przedszkola otwierane w ramach projektu są bezpłatne.

– Dzieci nie są dzielone na grupy wiekowe. Wszystkie chodzą do jednej, kilkunastoosobowej grupy przypominającej wielopokoleniową rodzinę, w której silniejsi opiekują się słabszymi, a młodsi uczą od starszych. W takiej atmosferze nowe przedszkolaki łatwiej adaptują się do życia w przedszkolu, starsze stają się bardziej odpowiedzialne, a wszystkie uczą się współdziałania i życia społecznego – opowiada Elżbieta Tołwińska-Królikowska.

Małe przedszkola otrzymają pełne wyposażenie: meble, kąciki dydaktyczne, pomoce edukacyjne, zabawki i książeczki. W każdej placówce częścią wyposażenia jest laptop i oprogramowanie dydaktyczne, co umożliwia zajęcia edukacyjne przy komputerze. A każdy przedszkolak dostaje wyprawkę w postaci książeczki, maskotki i przyborów plastycznych. Dzieci były również poddane badaniom przez psychologa i logopedę, dzięki czemu nauczyciel i rodzice dostali pisemne wskazówki dotyczące wspomagania dziecka w rozwoju.

– To bardzo ważny element programu, gdyż rodzice dzieci wychowujący je bez kontaktu z rówieśnikami nie wiedzieli, czy ich pociechy nie są np. opóźnione w rozwoju fizycznym i umysłowym – wyjaśnia Elżbieta Tołwińska-Królikowska.

Autorskie projekty

Zdaniem specjalistów edukacja przedszkolna jest najważniejszym etapem edukacji. Od jej jakości zależą szanse dalszego kształcenia w szkołach. Dlatego coraz więcej ośrodków realizuje autorskie programy edukacyjne dla najmłodszych.

Mając świadomość tego, jak bardzo chłonny jest umysł trzylatka, od najmłodszych lat uczy się dzieci języków obcych, gry w szachy czy nauk ścisłych. Właśnie nauki ścisłe wzięła sobie do serca m.in. dyrekcja prywatnego przedszkola Skrzaty w podpoznańskim Borówcu, do którego uczęszczają przede wszystkim dzieci mieszkające na podmiejskich osiedlach. Placówka nawiązała kontakt z firmą Invention-Group, która opracowała program edukacyjny dla dzieci w wieku między piątym a siódmym rokiem życia o nazwie Robo Kids.

To warsztaty, które wszechstronnie rozwijają zdolności dzieci. Konstrukcje z klocków rozwijają zarówno wyobraźnię przestrzenną, jak i zdolności manualne, które są tak ważne do prawidłowego rozwoju dzieci w tak młodym wieku.

Właścicielem firmy i pomysłodawcą programów jest Bożydar Milewski, absolwent Automatyki i Robotyki Politechniki Poznańskiej, który kilka lat temu wpadł na pomysł, by zorganizować zajęcia dla dzieci pod hasłem Twój Robot.

– Od dziecka lubiłem konstruować. Sklejałem modele. Eksperymentowałem i bawiłem się klockami lego. Wydawało mi się, że każdy chłopak lubi taką zabawę, a nikt ani w szkole, ani na zajęciach pozalekcyjnych nie uczy chłopaków techniki za pomocą praktyki. Ciągle wkuwaliśmy regułki. Uczono nas tylko teorii. Zero praktyki. Jak gros moich rówieśników wychowałem się na „Małym Techniku". Uważam więc, że zajęcia polegające na nauce konstruowania to świetny pomysł, by zachęcić i przekonać dzieciaki do przedmiotów ścisłych – wyjaśnia Bożydar Milewski, który zamiłowanie i zdolności konstruktorskie odziedziczył po dziadku Władku, tacie mamy. Dziadek do dziś jest dla niego autorytetem w dziedzinie konstrukcji.

– Ma wrodzony inżynierski zmysł. Nie skończył żadnej technicznej uczelni. Prowadzi zakład rzemieślniczy. To on wyjaśnił mi, jak i dlaczego samolot lata i jak zbudowany jest silnik. I właśnie te umiejętności dziadka przekonały mnie, że zdolności techniczne nie są wynikiem jedynie ciężkiej pracy, ale są wrodzone. Trzeba je tylko w porę odkryć u dziecka i pokierować nim, by nie zmarnować talentu – wyjaśnia Bożydar Milewski. Na zajęciach dzieci pracują przede wszystkim w parach, które organizatorzy starają się dobierać samodzielnie, obserwując małych konstruktorów w czasie pierwszych zajęć.

– Wiem, kto co umie, a w czym jest słabszy. W pracy zespołowej bardzo ważne jest, by tworzyć zgrany team. Żadne dziecko nie może dominować w grupie – zapewnia Bożydar Milewski.

Zdarza się, że dzieci dostają zadania w ośmioosobowych zespołach. Tylko raz zdecydowaliśmy się, by dzieci pracowały samodzielnie. – To był wielki błąd. Samodzielna praca spowodowała bardzo silną rywalizację. Każdy chciał być pierwszy, najlepszy. Dzieci nie pomagały sobie nawzajem. To prowadziło do wyścigu szczurów – mówi Bożydar Milewski. A jemu zależy, by nikt z nikim nie rywalizował na warsztatach. – Ważne jest dla nas, by dzieci nauczyły się pracy w grupie, bo to bardzo cenna umiejętność nie tylko w pracy konstruktora – twierdzi. Przyznaje, że na zajęcia trafiają dzieci z bardzo różnymi marzeniami i umiejętnościami konstruktorskimi. – Czasem trafiają się prawdziwe perełki. Dzieci, które mają wrodzony talent konstruktorski.

Specjaliści zgodnie twierdzą, że przebywanie w grupie rówieśników jest bardzo ważnym elementem prawidłowego rozwoju dziecka.

Jeszcze kilkanaście lat temu posyłanie dzieci do przedszkola było traktowane jak zło konieczne. Rodzice, którzy chcieli dobrze wychować swoje pociechy, twierdzili, że trzeba to robić samodzielnie. Tylko wyrodne matki, dla których kariera zawodowa jest najważniejsza, posyłają dzieci do przedszkola. Dziś takie myślenie jest przez psychologów, pedagogów i socjologów traktowane jako wychowawczy błąd.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Kraj
Tysiąc lat i ani jednej idei. Uśmiechnięta Polska nadal poszukuje patriotyzmu
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Kraj
Jak będzie wyglądać rocznica koronacji Chrobrego? Czołgi na ulicach stolicy
Kraj
Walka z ogniem w Biebrzańskim Parku Narodowym. „Pożar nie jest opanowany”
Kraj
Ministerstwo uruchomiło usługę o wulgarnym akronimie. Prof. Bralczyk: To niepoważne