Nie rozpoczniemy wojny z żadnym narodem – zapewniał we wtorek prezydent Iranu Hasan Rouhani. Była to pierwsza reakcja na zapowiedź USA, które wzmacniają swoje siły w rejonie Zatoki Perskiej o kolejne tysiąc żołnierzy. To z kolei jest reakcją na ubiegłotygodniowe ataki bombowe na dwa tankowce w cieśninie Ormuz. Przepływa przez nią 40 proc. światowej ropy transportowanej drogą morską.
Chodzi nie tylko o atom
Wszystko to dzieje się rok po odstąpieniu USA od międzynarodowego porozumienia atomowego z Iranem zawartego cztery lata temu. Teheran zobowiązał się w nim do zamknięcia wojskowego programu nuklearnego. Prócz USA sygnatariuszami porozumienia są Rosja, Chiny, Niemcy, Francja oraz Wielka Brytania. Kraje te starają się utrzymać je w mocy, tak jak i UE.
USA nie oskarżają właściwie Irańczyków o to, że nie dostosowali się do ograniczeń związanych z produkcją wzbogaconego uranu do celów energetyki jądrowej – bardziej chodzi o angażowanie się w konflikty na Bliskim Wschodzie: w wojnę w Jemenie po stronie szyickich rebeliantów Huti, wspieranie militarne i finansowe prezydenta Asada w Syrii oraz utrzymywanie armii antyizraelskiego Hezbollahu w Libanie, którą to organizację USA uznają za ugrupowanie terrorystyczne. Iran powinien też zaprzestać prób rakietowych. Ofertę negocjacji na te tematy Teheran odrzucił.
Dowody już są
Amerykanie nie mają żadnej wątpliwości, że atak na tankowce był dziełem irańskich sił specjalnych, prawdopodobnie Gwardii Rewolucyjnej. Zaprezentowali niewyraźne zdjęcia z akcji usuwania przez Irańczyków miny magnetycznej z burty japońskiego tankowca „Kokuka Courageou", która z nieznanych przyczyn nie eksplodowała po wybuchu pierwszego ładunku. Do opuszczonego po ewakuacji tankowca miała podpłynąć irańska łódź motorowa, której załoga usunęła ładunek.
W poniedziałek Pentagon pokazał kolejne zdjęcia z akcji, znacznie lepszej jakości. Miano je wykonać z amerykańskiego helikoptera w rejonie. „To dowód na odpowiedzialność Iranu" – ogłosiło centralne dowództwo armii operującej na Bliskim Wschodzie. W mediach podkreśla się, że załoga japońskiego tankowca twierdziła, iż został on zaatakowany przez „latający obiekt".