„Pamiętaj miejsca, twarze zdrajców rasy, oni wszyscy zapłacą za swoje zbrodnie" – głosi motto na stronie internetowej Redwatch. By przekonać się, kogo autorzy zaliczają w poczet zdrajców, wystarczy wybrać z listy określone województwo. Znajdują się tam m.in. nazwiska i zdjęcia polityków, działaczy społecznych i przedstawicieli lewicowych subkultur. Często uzupełnione są o adresy zamieszkania i numery telefonów.
Witryna od kilkunastu miesięcy nie była aktualizowana. Ale na przełomie roku zaczęły się na niej pojawiać nowe nazwiska. Rzecznik warszawskiej Prokuratury Okręgowej Przemysław Nowak mówi, że śledczy mają „związane ręce", bo serwer, na których umieszczona jest strona, znajduje się w USA. – Bez pomocy tego państwa nie jesteśmy w stanie ustalić danych osoby zajmującej się witryną – przyznaje.
Nowe wpisy na stronie Redwatch łatwo wyśledzić, bo umieszczony jest w niej dział „aktualności". Wynika z niego, że jako ostatnie pojawiło się nazwisko i zdjęcie 23-letniego lewicowca z Gdańska.
Wcześniej na Redwatch trafił działacz na rzecz mniejszości seksualnych z Będzina, który zasłynął tym, że w 2012 roku stracił pracę, bo pojawił się na krakowskim Marszu Równości. Znalazły się tam też zdjęcia śląskiego działacza organizacji pozarządowych, m.in. na rzecz Tybetu i praw zwierząt. Zamieszczono adres fundacji, w której działa, oraz imiona żony i dwójki dzieci.
Na stronie jest anglojęzyczna informacja, że jej twórcy nie akceptują i nie popierają „jakiegokolwiek rodzaju przestępczości, przemocy lub innych działań niezgodnych z prawem".