„Przedsiębiorstwo", „firma", „organizacja" – tak bracia B. czyli „Braciaki" mówili o stworzonej przez siebie przestępczej strukturze służącej do generowania sięgających blisko 6 mln zł zysków z uprawiania prostytucji przez podporządkowane im kobiety. Niektóre sprowadzili do roli swoich niewolnic, oznaczając je tatuażami o treści „Niewolnica pana Olka" czy „Własność Leszka".
Mózgiem gangu, jego założycielem i szefem, który rządził nim twardą ręką był 31-letni Aleksander B. ps. „Złoty", z wykształcenia pedagog. Przestępczą strukturą pomagali mu zarządzać jego dwaj bracia: Leszek i Paweł.
- W ciągu czterech lat zorganizowana grupa przestępcza braci B., ze zmuszania kobiet do uprawiania prostytucji osiągnęła korzyść majątkową, w łącznej kwocie nie mniejszej niż 5 mln 805 tys. zł - mówi „Rz" Mariusz Marciniak, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku.
Łącznie o działanie w gangu, który czerpał zyski również z obrotu znaczną ilością narkotyków, posiadał nielegalnie materiały wybuchowe i amunicję, trudnił się paserstwem samochodów zostało oskarżonych 20 osób. Część z nich, w tym szefowie grupy mają także zarzuty prania brudnych pieniędzy.
Bracia B. byli postrzegani jako „panowie i władcy", a ich intymne relacje ze sprowadzonymi do roli niewolnic kobietami – jak mówią śledczy – przypominały sektę.