Konstytucja nie jest lekiem na wszystko

Polsce bardziej szkodzą klientelizm, dryf rozwojowy i słabość państwa niż niedoskonała ustawa zasadnicza – mówi politolog Rafał Matyja

Publikacja: 31.03.2015 21:05

Konstytucja nie jest lekiem na wszystko

Foto: Fotorzepa, Andrzej Wiktor

Rz: 2 kwietnia minie 18 lat od uchwalenia Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Innymi słowy, nasza ustawa zasadnicza osiągnie pełnoletność. Czy przez ten czas zdążyły dojrzeć wprowadzone przez nią rozwiązania ustrojowe? Albo inaczej: czy naszej polityce udało się dojrzeć do tych rozwiązań?

Rafał Matyja: Na pewno nie oceniałbym naszych rozwiązań ustrojowych w kategoriach dojrzałości. Nie można powiedzieć, że jest to świetny dokument, tylko politycy do niego nie dojrzeli. Ale nie jest to także ustawa pozbawiona wad. Po prostu ma ona swoje blaski i cienie. Na pewno konstytucja lepiej określiła rolę i pozycję ustrojową premiera, w miarę dobrze opisuje pozycję Sejmu i sposób jego konstruowania. Ale stwarzanie okazji do szkodliwej rywalizacji między prezydentem a rządem i większością sejmową uważam za niekorzystne.

To największa wada konstytucji?

W ogóle wprowadzenie dwóch ośrodków władzy wykonawczej wydaje się poważnym błędem. Prezydent i premier w warunkach konfliktu interesów mogą się wzajemnie blokować. W ostatnich latach nie widać tego problemu, ale nie wynika to z dojrzałości naszego systemu czy wypracowania odpowiedniej kultury politycznej, tylko z faktu, że prezydent i premier są z tego samego obozu politycznego. Co więcej – Donaldowi Tuskowi udało się znaleźć w Bronisławie Komorowskim prezydenta nastawionego pasywnie i ugodowo. Inny problem to brak sensownego uregulowania kwestii Senatu. Może trzeba by było zmniejszyć izbę wyższą, może bardziej powiązać z władzami samorządowymi... Na pewno w obecnej formie ta instytucja nie ma większego sensu.

W debacie publicznej od lat pojawiają się głosy, że naprawę państwa trzeba zacząć od napisania nowej konstytucji. Pan, jako autor koncepcji IV RP, także wielokrotnie wspominał o konieczności naprawy ustawy zasadniczej.

Ale nigdy nie uważałem, że trzeba od tego zaczynać. Oczywiście, nowa konstytucja mogłaby współgrać z planem naprawy państwa, ale w 2004 r., gdy PiS przygotowało projekt nowej ustawy zasadniczej, nie miałem wcale poczucia, że to jest klucz do tworzenia IV RP. Gdyby doszło do koalicji PO–PiS, to równie dobrze można byłoby wcielić w życie projekty reform Jana Rokity, które nie wymagały zmian na poziomie konstytucyjnym. Największymi problemami Polski nie są wcale kwestie wynikające z konstytucji.

A co jest największym problemem?

Patologiczny klientelizm, dryf rozwojowy, słabość struktur państwa oraz brak publicznej odwagi i niezależności w różnych instytucjach, które są dla państwa istotne – od mediów publicznych zaczynając, na części wymiaru sprawiedliwości kończąc. Każdy z tych podstawowych problemów ma się nijak do ustawy zasadniczej, więc żaden lek konstytucyjny tu nie pomoże. Potrzeba raczej zmiany pewnych praktyk, być może zmian ustawowych, ale nie na poziomie konstytucji. Wyobrażam sobie dużą zmianę polityczną w Polsce, która nie ruszy ustawy zasadniczej, ale jednocześnie nie wykluczam takiej zmiany konstytucji, która niczego nie zmieni.

Jak bez zmiany konstytucji zerwać z klientelizmem?

To nie jest kwestia zmian ustrojowych. Gdybyśmy znieśli partie polityczne, to klientelizm i tak by przetrwał. Przecież ten problem występuje nawet w miastach, w których rządzi bezpartyjny prezydent. Zmienić to mogłaby chyba tylko bardzo poważna wymiana elit politycznych. Już dojście do władzy Prawa i Sprawiedliwości na pewno byłoby pewnym wstrząsem w mechanizmach władzy. Ale nie wiem, czy prowadziłoby do zerwania z klientelizmem. Sądzę, że istotna wymiana elit nastąpi dopiero przy okazji poważnego kryzysu politycznego i naturalnie następującej po nim wymiany pokoleniowej.

Nowe pokolenie polityków zerwie z krytykowanymi przez pana mechanizmami?

Przy okazji poważnych kryzysów nowe pokolenie zwykle uderza w największe wady starego systemu. Stają się one przedmiotem debaty publicznej, szuka się wtedy systemowych rozwiązań itd. Wydawało się, że właśnie z takim kryzysem mamy do czynienia po ujawnieniu afery Rywina, jednak nie nastąpiło wtedy żadne trwałe oczyszczenie polskiej polityki. Po prostu model, według którego rządził SLD, zmienił się w model rządzenia PO–PSL. Może teraz oligarchowie nie są aż tak silni, jednak wydaje się, że klientelizm jest dziś jeszcze większy.

W 2005 roku politolodzy wieszczyli, że mamy do czynienia z tzw. momentem konstytucyjnym. Co to właściwie oznacza?

Gdy przychodzi jakaś bardzo poważna zmiana w państwie – zmiana o charakterze politycznym i ustrojowym – pojawia się niekiedy taki moment, gdy wiadomo, że trzeba napisać nową lub przynajmniej poprawić starą konstytucję. Jednak dziś nie widzę w Polsce nikogo, kto chciałby tak daleko idących zmian – nie tylko w partiach politycznych, ale też w kręgach opiniotwórczych o różnych poglądach. W ogóle nie ma żadnego liczącego się środowiska, które podzielałoby tak radykalne nastroje. Mam wrażenie, że Polacy pogodzili się w jakimś sensie z tym, jak nasze państwo jest skonstruowane. Jeśli ktoś się z czymś nie zgadza, to raczej z jakąś partią czy politykiem, a nie z rozwiązaniami ustrojowymi. Poza bardzo wąską grupą ludzi poważnie zainteresowanych polityką u Polaków widać raczej obojętność w tych kwestiach. Niestety, ludzi bardziej obchodzą przepychanki między partiami niż kwestie wzmocnienia państwa, wprowadzenie sprawdzonych rozwiązań czy instytucji.

Co ma pan na myśli?

Choćby powrót do idei Rządowego Centrum Studiów Strategicznych jako zaplecza strategicznego myślenia o kraju. To by wzmacniało Polskę jako państwo. Często to właśnie z pozoru takie mało ważne zmiany, które nie interesowały opinii publicznej, powodowały istotne zmiany w funkcjonowaniu państwa. Przykładem niech będzie Centralne Biuro Śledcze, które powstawało gdzieś w tle życia politycznego. Dziś jednak widzimy, że jeśli chodzi o walkę z przestępczością zorganizowaną, CBŚ okazało się narzędziem przełomowym.

Jednak bez zmiany ustawy zasadniczej nie da się wprowadzić w wyborach do Sejmu jednomandatowych okręgów. Wielu twierdzi, że to mogłoby być lekiem na wady naszego systemu.

Konstytucja rzeczywiście blokuje wprowadzenie tego rozwiązania. Myślę, że w najbliższych latach będzie to jeden z głównych postulatów dotyczących zmian ustrojowych, bo w wielu środowiskach panuje silne przekonanie, że to coś poprawi. Ja uważam, że po chwilowej burzy – wstrząsie polityczno-personalnym – jednomandatowe okręgi zamrożą personalnie polską politykę, ale wcale nie dodadzą jej wigoru.

—rozmawiał Michał Płociński

Rafał Matyja jest politologiem, wykładowcą Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie

Kraj
Nowej nadziei na nowy rok
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Kraj
Ukraina: Były redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita” Grzegorz Gauden odznaczony „Za odwagę intelektualną”
Kraj
Życzenia świąteczne od „Rzeczpospolitej”: Bóg się nam rodzi!
Kraj
„Gaude Mater Polonia” nie wróci do nas szybko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay