Rozpoczętą 23 listopada w Państwie Środka misję kosmiczną zakończyło w środę huczne lądowanie sondy Chang E5 transmitowane na żywo we wszystkich lokalnych mediach. Na Księżycu została zainstalowana 12-kilogramowa chińska flaga, ale nie to było głównym sukcesem misji.
Sonda przywiozła na Ziemię kapsułę zawierającą, jak wynika z doniesień medialnych, ok. 2 kg próbek księżycowego gruntu. Chiny nie podają dokładnej zawartości kapsuły, jak również nie zdradzają, czy podzielą się jej zawartością z innymi krajami. Zaciekawiło to wielu naukowców na świecie, gdyż po raz ostatni próbki skał księżycowych dostarczyła na Ziemię jeszcze radziecka sonda kosmiczna Łuna-24. Była to ostatnia sonda radzieckiej misji kosmicznej „Łuna".
Chińczycy nigdy nie ukrywali, że wtedy, za czasów Mao Zedonga, wzorowali się na doświadczeniu ZSRR. Ale dzisiaj w Moskwie przyznają, że postęp Państwa Środka zaskakuje czołowych graczy w kosmosie – Rosję i Stany Zjednoczone.
– Trwa światowy wyścig naukowo-techniczny i Chiny stały się jednym z jego liderów. Wcześniej ani Rosji, ani Ameryce nie udawało się przywieźć takiej ilości próbek z Księżyca. W pracę chińskich instytutów badawczych zaangażowano gigantyczną liczbę naukowców i specjalistów, której nie ma żaden kraj na świecie. Masa pracowników naukowych, olbrzymia liczba laboratoriów i placówek eksperymentalnych. Chociażby metodą prób i błędów mogą osiągać jakieś cele, nieosiągalne dla innych krajów – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Władimir Portiakow, sinolog z Rosyjskiej Akademii Nauk i szef Instytutu Dalekiego Wschodu RAN.
– Istotne jest też to, że Chiny demonstrują, że są w bardzo dobrej kondycji finansowej, że inwestują ogromne środki w misję kosmiczną i inne kosztowne projekty. Wielu może się zastanawiać: skąd biedne Chiny mają takie pieniądze? Okazuje się, że mają. Patrzą na doświadczenia innych krajów, wyciągają co najlepsze i tworzą coś własnego. Mają nawet takie powiedzenie: trzeba zmusić obce, by służyło Chinom – dodaje.