Wiadomość, która przyszła z Centrum Kontroli Lotu ESA w Darmstadt w Niemczech, dla badaczy była jak wygrana w totolotka. Philae znowu nadaje!
– Mamy nadzieję, że będziemy mogli prowadzić eksperymenty, które pozwolą stwierdzić, czy komety są źródłem życia na Ziemi – powiedziała prof. Monica Grady z brytyjskiego Open University. Na wieść o wznowieniu pracy przez lądownik z radości przytuliła kierowcę taksówki.
Po lądowaniu panele słoneczne Philae nie miały szans na dostarczanie energii, bo lądownik uwiązł w rozpadlinie, gdzie promienie słoneczne nie dochodziły. Philae miała pracować do marca, do momentu, kiedy kometa zbliży się do Słońca na taką odległość, że spłonie.
Lądownik wielkości pralki nie wylądował miękko, ale odbijał się od powierzchni. Kotwica, która miała unieruchomić Philae po pierwszym zetknięciu z kometą, której grawitacja jest minimalna, po prostu nie zadziałała. Lądownik skrył się w cieniu i choć nie był w stanie dostarczyć żadnych danych, to przetrwał do dzisiaj. Teraz kometa jest jeszcze bliżej Słońca, a Philae otrzymał dość energii, aby nawiązać kontakt.
– Byłem wstrząśnięty – przyznał inżynier systemów lądowania sondy Laurence O'Rourke telewizji CNN. – Jesteśmy zachwyceni, że Philae przeżył długą zimę. Jest to świetna okazja na zdobycie nieoczekiwanej wiedzy.
Lądownik może kontynuować eksperymenty, a badacze się nie spodziewali, żeby było to możliwe tak blisko Słońca. Kometa zbliża się do najbliższego punktu na orbicie zwanego peryhelium. Osiągnie go w połowie sierpnia, po czym znowu zacznie się oddalać od gwiazdy.
Dwa kompleksy pamięci masowej Philae są już pełne, co sugeruje, że lądownik obudził się kilka dni temu, ale udało się nawiązać kontakt z krążącą wokół komety sondą Rosettą dopiero w niedzielę.