Weekend dał nam przedsmak tego, jak będzie wyglądała polska polityka do następnych wyborów. Będzie to totalne starcie zirytowanego Jarosława Kaczyńskiego z Donaldem Tuskiem, który będzie korzystać z każdej okazji, by punktować rządy PiS. Za wcześnie, by wyrokować, jak szybko i czy w ogóle Platformie Obywatelskiej uda się pod przewodnictwem Tuska odzyskać palmę pierwszeństwa na opozycji, ale jedno jest pewne – na polityczne pole bitwy wrócił zaprawiony w niejednym boju zawodnik z innej ligi.
Tusk mobilizował działaczy swojej partii, jak mógł, definiując pole politycznego sporu jako totalne zwarcie Platformy z PiS. Warto jednak pamiętać, że PO przegrała kilka wyborów z rzędu, stosując ostrą antypisowską retorykę. Sięgnięcie po nią przez Tuska nie jest jeszcze receptą na wygranie kolejnych. Wszak PO przegrywała nie dlatego, że nie dość krytykowała PiS, ale dlatego, że nie przedstawiała wiarygodnej propozycji, jak umebluje Polskę po pokonaniu Kaczyńskiego.
Tym, co łączyło przemówienia Tuska i Kaczyńskiego, była krytyka błędów PiS. Nowy lider PO przedstawił wizję partii Kaczyńskiego jako niemal metafizycznego zła, z którym należy walczyć za wszelką cenę. Tusk stosuje sprytny zabieg, mówiąc: nie wolno mówić o niczym dobrym, co zrobił PiS. Jakakolwiek dyskusja to wspieranie PiS, czyli wspieranie zła. Na partyjnym wiecu to dobra retoryka, gorzej, jeśli się przyjmie w naszej i tak już dość mocno spolaryzowanej debacie publicznej, wprowadzając w niej jeszcze głębszy manichejski podział. Merytoryczna dyskusja nie może być czarno-biała, bo rzeczywistość nie jest czarno-biała. Merytorycznej dyskusji o Polsce nie można prowadzić pod groźbą szantażu ani Tuska, ani Kaczyńskiego.
Jeśli PiS czymś zaskoczył w ten weekend, to chyba tym, jak bardzo był defensywny. Kongres został zaplanowany jako wielka impreza, która miała nadać nowy impuls partii rządzącej. Jednak Tusk ukradł Kaczyńskiemu show. PiS na własne życzenie przegrał ten weekend, nie wpuszczając na kongres dziennikarzy. Media żyły przemówieniem Tuska i dopiero później partia rządząca połapała się, że trzeba do sieci wrzucić wystąpienie Kaczyńskiego. To elementarne błędy komunikacyjne. Podobnie jak brak możliwości zadawania pytań politykom PiS.
Kaczyński nie krył irytacji tym, że Polski Ład nie stał się programem, który przywrócił poparcie PiS do poziomu wyniku wyborczego z 2019 roku. Powodem nie jest „kampania hejtu" wymierzona w ten program, jak twierdzi Kaczyński, ale gasnąca wiara wyborców w sprawczość PiS. Prezes zresztą dobrze zdiagnozował tę sprawę, mówiąc o nepotyzmie jako sprawie, która obniża zaufanie do partii. Tyle że tzw. uchwała sanacyjna to groteska. Nepotyzm nie jest wypadkiem przy pracy, ale konieczną konsekwencją myślenia PiS w kategoriach obsadzania swoimi wszystkich urzędów i spółek.