Po pierwsze, forum uzgodnień koalicyjnych stać ma się teraz rząd. Konflikty koalicyjne między resortami nie będą odtąd rozstrzygane w rozmowach poza rządem, lecz wewnątrz niego. Może to usprawnić też rozwiązywanie kwestii spornych – takich jak polityka klimatyczna, energetyczna, europejska itp. Zbigniew Ziobro we wszystkich tych kwestiach miał diametralnie różne podejście niż Mateusz Morawiecki. Wejście do rządu Kaczyńskiego może tu Morawieckiego wzmocnić.
Może też uporządkować prace rządu – jest tajemnicą poliszynela, że Ziobro niechętnie uczestniczył w posiedzeniach gabinetu, jawnie ignorując premiera. Teraz to te posiedzenia – a nie narady w obskurnym biurowcu przy Nowogrodzkiej – mogą stać się miejscem podejmowania kluczowych dla państwa decyzji. W dodatku, Kaczyński zyskuje narzędzie wglądu w to, co się dzieje w resorcie sprawiedliwości, czego wcześniej nie mógł robić formalny zwierzchnik wszystkich ministrów, czyli premier. Kaczyński jako wicepremier nadzorujący służby, prokuraturę i sądy dostaje do ręki swoje ulubione zabawki. Dla niego to wymarzone instrumenty sprawowania władzy.
Generalnie sytuacja jest mało komfortowa dla Morawieckiego. Z jednej strony, jak wspomniałem, dostaje wsparcie od Kaczyńskiego w sporach z Ziobrą, ale z drugiej, obecność prezesa PiS osłabia jego pozycję. Dotychczas rząd był jego działka, a polityka koalicyjna – Kaczyńskiego. Teraz ten podział ról się zaciera. Jeśli prezes PiS musi wejść do rządu, by łagodzić spory między Morawieckim a Ziobrą, to znaczy, że sam Morawiecki nie miał wystarczających narzędzi, by te spory wygrać. Ale to nie wina premiera, to Kaczyński nie chciał mu ich dać. Zamiast je premierowi przekazać, sam wchodzi do rządu jako arbiter.
W dodatku jako członek PiS Morawiecki będzie podlegał prezesowi PiS. Ale jako szef rządu formalnie będzie zwierzchnikiem wicepremiera Kaczyńskiego. To osłabi, a nie wzmocni autorytet premiera. Kaczyński, chcąc wzmocnić szefa rządu, paradoksalnie go więc osłabia. W dodatku pamiętać trzeba, że pomysł, by prezes PiS wszedł do rządu i został premierem, suflowali zawsze wrogowie Morawieckiego. Kaczyński wicepremierem to krok uczyniony właśnie w tym kierunku.
Nie ma też żadnej gwarancji, że taki nowy układ będzie stabilny. Bo z całego zamieszania Zbigniew Ziobro wychodzi wzmocniony. Tydzień temu najbliżsi druhowie Kaczyńskie straszyli Ziobrę wyrzuceniem z koalicji. Szybko jednak kierownictwo PiS zorientowało się, że nie uda się rozbić jego ugrupowania, Solidarnej Polski, ani pozyskać posłów – np. z PSL – by nie stracić w Sejmie większości. Na rządy mniejszościowe w koronakryzysie nikt zaś nie miał szczególnej ochoty.