Syryjska wojna nie wygasła. Entuzjazm, jaki się wiązał z obaleniem reżimu Baszara Assada, od początku przykrywał cień politycznych i religijnych rozliczeń. Można było się jednak obawiać, że po latach brutalnych rządów religijnej mniejszości uciskana większość będzie żądna zemsty.
Tą mniejszością byli alawici, przedstawiciele synkretycznej sekty, której wyznawcy odeszli tak daleko od ortodoksji, że nawet szyici uznali ich za heretyków. Wiara alawitów to mieszanka islamu i chrześcijaństwa, religii irańskich i mistycyzmu. Wierzą w reinkarnację, obchodzą chrześcijańskie święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, Chrystus i Maria są dla nich inkarnacjami bóstwa, spożywają także alkohol. Mieszkają głównie w okolicach Latakii, a w samej Syrii tworzyli niemal milionową społeczność (aktualnie zapewne nieco więcej niż pół miliona).
Czy wojna w Syrii wejdzie w nowy etap?
To z tej społeczności wywodziła się rodzina Asadów, a ich krewni i na bliżsi tworzyli trzon krwiożerczego syryjskiego reżimu odpowiedzialnego za milion ofiar wojny i krwawych represji, ale również krwawe prześladowania sunnickiej większości. Pisałem już na tych łamach o krwawym stłumieniu przez reżim sunnickiego powstania w końcu lat 70. i początku 80., podczas którego siły rządowe zbombardowały miasto Hama, zabijając w krótkim czasie nawet 40 tys. jej mieszkańców.
Czytaj więcej
Co najmniej 37 osób zginęło w walkach, które w czwartek rozgorzały w dystrykcie Manbidż w północnej Syrii - informuje AFP.
Nic dziwnego, że po latach prześladowań i masakr, po obaleniu Baszara Asada groźba okrutnego odwetu stała się przynajmniej prawdopodobna. Mimo że nowe, sunnickie władze Syrii od rewanżu się odcinały (Ahmad asz-Szara, znany również pod pseudonimem Abu Muhammad al-Dżaulani, zapowiedział, że nowy reżim skoncentruje się na pojednaniu i odbudowie kraju), napięć nie udało się zlikwidować. Tym bardziej że alawici, boją się ataków, utrzymywali w gotowości jednostki paramilitarne, czyli uzbrojone milicje.