Na pierwszy rzut oka kłopoty zdaje się mieć dziś Karol Nawrocki. Raport, który – podobno – miał powstać wewnątrz samego PiS wskazuje, że w przeszłości obecny prezes IPN spotykał się z mało sympatycznymi ludźmi w rodzaju „bandziorów z gangów motocyklowych” i „neonazistów”. Ponadto na sali bokserskiej, gdzie trenował, miał trzymać się z osobami z przestępczego półświatka. Jeszcze zanim został kandydatem na prezydenta „Rzeczpospolita” ujawniła, że dał się sfotografować z byłym członkiem gangu sutenerów. Nie są to, delikatnie mówiąc, osoby, z którymi prezydent RP powinien być widywany.
Dlaczego raport ws. Karola Nawrockiego może stać się jego atutem? Dwa powody
Raport może jednak paradoksalnie stać się na dłuższą metę atutem Nawrockiego. Sam kandydat na prezydenta zwraca uwagę, że jako prezes IPN spotykał się z osobami, o których mowa w raporcie, „w więzieniach, gdzie angażował się w proces resocjalizacji”. Znajomości z sali bokserskiej się nie wypiera, ale podkreśla, że z tymi, których spotykał na ringu, łączył go tylko boks. Cały raport Nawrocki określa jako brudną kampanię, kierując narrację w stronę konstatacji, że jest na tyle poważnym kandydatem, iż trzeba sięgać po ciosy poniżej pasa, aby mu zaszkodzić. Na pytania o raport odpowiada cierpliwie, nie stwarza wrażenia, jakby chciał ucinać temat, co ma pokazywać, że nie ma nic do ukrycia. To jeden mały punkcik.
Czytaj więcej
– Mam nadzieję, że to po nim spłynie jak woda po kaczce – powiedział były premier Mateusz Morawiecki, komentując ujawniony przez media i europosłów PO raport dotyczący Karola Nawrockiego, „obywatelskiego” kandydata PiS na prezydenta.
Drugi znacznie większy punkt może zdobyć wtedy, gdy uwidoczni kontrast między nim, kandydatem z sali bokserskiej, który w życiu niejedno widział i niejednego spotkał, a Rafałem Trzaskowskim, cudownym dzieckiem Platformy Obywatelskiej, powołanym od małego, jak przekonuje nas Żebrowski w TVP, do rzeczy wybitnych i wyjątkowych. Nawrocki, jeśli raport nie będzie skutkował żadnymi zarzutami wykraczającymi poza to, że prezes IPN zna niesympatycznych ludzi, może wobec tych doniesień pokazywać się jako kandydat, który z niejednego pieca chleb jadł – i odnajduje się zarówno na salonach (jest wszak prezesem IPN), jak i w miejscach, w których ludzie chodzą raczej w dresie niż garniturze. Tymczasem Rafał Trzaskowski, jeśli jego zwolennicy, wzorem Żebrowskiego, będą zbyt często mówić o znakach na niebie i ziemi, które zapowiadały wielkie dzieła mające być jego udziałem, oraz o kolegach, koleżankach i nauczycielach wpatrzonych w Rafała jak w obraz, może w pewnym momencie wzbić się tak wysoko, że w oczach wyborców straci kontakt z ziemią.