Paweł Łepkowski: Zaskakujący wybór Kamali Harris kandydata na wiceprezydenta

Wybór Tima Walza na kandydata na wiceprezydenta USA dowodzi rozsądku politycznego Kamali Harris. Były gubernator Minnesoty jest bowiem daleki od wzoru amerykańskiego liberała, dzięki czemu łagodzi ultralewicowy wizerunek demokratycznej kandydatki na prezydenta.

Publikacja: 06.08.2024 19:18

Tim Walz

Tim Walz

Foto: AFP

W tegorocznych wyborach prezydenckich w USA kandydaci potrzebują zdobyć 270 głosów elektorskich, żeby zapewnić sobie zwycięstwo w walce o Biały Dom. Po stosunkowo dramatycznym spadku notowań Joe Bidena po pierwszej tegorocznej debacie telewizyjnej z Donaldem Trumpem obóz Partii Demokratycznej notuje powolny, ale konsekwentny wzrost w sondażach. Obecne, zarówno na szczeblu krajowym, jak i stanowym, wskazują na niezwykle wyrównane szanse kandydatów przeciwnych obozów. Według dziesięciu najnowszych sondaży publicznych przeprowadzonych po wycofaniu się z wyścigu Bidena i zebranych przez RealClearPolitics Trump prowadzi średnio zaledwie o 1 pkt proc., w porównaniu z 3 pkt w przededniu zastąpienia Joe Bidena przez Kamalę Harris.

Gdyby demokratyczna kandydatka wybrała na swojego „running mate” polityka o równie liberalnych (w znaczeniu amerykańskim) poglądach, jakie sama prezentuje, to prawdopodobnie utknęłaby na obecnym, bardzo granicznym poziomie poparcia. Wszystko wskazuje jednak, że dokonała rozsądnego wyboru, oddalając się nieco od własnych przekonań. Tim Walz należy bowiem do tej grupy działaczy Partii Demokratycznej, którzy mają poglądy o nieco libertariańskim zabarwieniu.

Tim Walz to zwolennik dostępu do broni palnej

Przykładem może być stanowisko Walza w sprawie wolnego dostępu do broni palnej. Jako kongresmen prezentował poglądy całkowicie odmienne od stanowiska administracji Baracka Obamy i Joe Bidena. Odrzucał wszelkie próby wprowadzenia regulacji dostępu obywateli do broni palnej. Jego kampanie wyborcze były wielokrotnie sponsorowane i wspierane przez Fundusz Zwycięstwa Politycznego NRA (NRA-PVF).

Czytaj więcej

Kamala Harris wybrała kandydata na wiceprezydenta. Przyciągnie prowincję Ameryki?

Organizacja ta, broniąca dostępu do broni palnej, wystawiła mu ocenę A, co oznacza, że zaliczała go do swoich obrońców w Kongresie. Dopiero po strzelaninie w szkole średniej w Parkland w 2018 r. jako gubernator Minnesoty potępił NRA w artykule opublikowanym w „Star Tribune” i ogłosił, że równowartość 18 tys. dol., które wcześniej otrzymał od NRA-PVF, przekaże na rzecz funduszu Intrepid Fallen Heroes Fund. Republikanie wytykają mu jednak, że dopiero w 2023 r. podpisał ustawę o bezpieczeństwie publicznym, która wprowadzała wymóg sprawdzania przeszłości kryminalnej osoby deklarującej chęć zakupu broni palnej.  

Ukłon Kamali Harris wobec politycznego centrum

Także w obszarze poglądów politycznych Walz jest daleki od wszelkiego protekcjonizmu i rozdawnictwa postulowanego przez Kamalę Harris. Przykładem tego był stanowczy sprzeciw tego polityka wobec wykorzystywania pieniędzy podatników do ratowania instytucji finansowych przez rząd Baracka Obamy w czasie kryzysu w 2008 r. Jako jeden z nielicznych demokratów głosował wraz z republikanami przeciwko ustawie TARP, która wspierała instytucje finansowe astronomiczną dotacją 700 mld dol. Pod koniec 2008 r. głosował przeciwko ustawie oferującej pożyczki rządowe w wysokości 14 mld dol. na ratowanie amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego. Nie miał natomiast żadnych oporów, żeby wesprzeć swoim głosem ustawy stymulujące sektor naukowy i rolniczy, ważny dla gospodarki jego rodzinnej Minnesoty.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: Nie zgadzam się z Kamalą Harris, choć urzekła mnie jej osobowość

Wybór Tima Walza na kandydata na wiceprezydenta USA z ramienia Partii Demokratycznej jest zatem ukłonem w kierunku umiarkowanie liberalnych oraz umiarkowanie konserwatywnych wyborców środkowych stanów USA, którzy tradycyjnie głosują na kandydatów republikańskich. To dobre zagranie, choć wyborcy „Pasa Rdzy” nigdy nie zapomną Walzowi, jak w 2008 r. sprzeciwiał się dotacjom dla przemysłu ciężkiego, na którym głównie opiera się gospodarka tego regionu.

W tegorocznych wyborach prezydenckich w USA kandydaci potrzebują zdobyć 270 głosów elektorskich, żeby zapewnić sobie zwycięstwo w walce o Biały Dom. Po stosunkowo dramatycznym spadku notowań Joe Bidena po pierwszej tegorocznej debacie telewizyjnej z Donaldem Trumpem obóz Partii Demokratycznej notuje powolny, ale konsekwentny wzrost w sondażach. Obecne, zarówno na szczeblu krajowym, jak i stanowym, wskazują na niezwykle wyrównane szanse kandydatów przeciwnych obozów. Według dziesięciu najnowszych sondaży publicznych przeprowadzonych po wycofaniu się z wyścigu Bidena i zebranych przez RealClearPolitics Trump prowadzi średnio zaledwie o 1 pkt proc., w porównaniu z 3 pkt w przededniu zastąpienia Joe Bidena przez Kamalę Harris.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Ameryka przestaje mówić o integralności terytorialnej Ukrainy