Polak – Węgier, dwa bratanki… Wciąż w to wierzę, choć za czasów Viktora Orbána moja wiara została wystawiona wielokrotnie na ciężką próbę. Problem w tym, że premier Węgier, w którego tak wierzyliśmy nad Wisłą w latach 90., ostatecznie wybrał ścieżkę Erdogana, a ideały demokratycznych przemian końca lat 80. zamienił na fideszowe państwo w państwie, stadion w Felcsút i przyjaźń z Putinem.
Dziwi ten flirt premiera Węgier z autokratą (dziś wiemy, że także zbrodniarzem), zwłaszcza że Orbán pazurami trzyma się Unii Europejskiej i ponoć ani myśli o scenariuszu jakiegoś hungaroexitu. Zdaniem przychylnych mu ekspertów chce być po prostu pragmatyczny; przeciwnicy widzą co innego. Unia to dla niego gwarancja dopływu taniej gotówki do skorumpowanego systemu władzy i zachodnie inwestycje, bez których Węgry dawno byłyby bankrutem. Panu Bogu więc świeczkę, a diabłu ogarek. Przysłowie to pasuje jak ulał, choć może czas je odwrócić: Putinowi świeczkę, a Unii ogarek; świeczka pali się coraz jaśniej, a ogarek coraz bardziej symboliczny.
Czytaj więcej
To pierwsza wizyta szefa dyplomacji państwa Unii Europejskiej odkąd Aleksander Łukaszenka sfałszo...
Po tym, jak kilka tygodni temu premier Węgier obraził Ukraińców, twierdząc, że ich kraj jest jak Afganistan ziemią niczyją, wysłał z pokojową misją – tym razem do Mińska – swojego ministra spraw zagranicznych Pétera Szijjártó. Po co? Nie wiadomo. Minister z Budapesztu, komentując swoją wyprawę na dwór Łukaszenki, zaprezentował jakiś bełkot o konieczności zachowania kanałów komunikacyjnych i negocjacjach, które – rzekomo – mają zapewnić natychmiastowy pokój.
Negocjacje w Mińsku? Z kim? Z Łukaszenką? O pokoju? Dziwne, że świat nic o nich nie wie. Chyba że Budapeszt wyskoczy nagle jak królik z kapelusza z jakimś nowym formatem i rzuci euroatlantyckie stolice na kolana. Trudno jednak w to wierzyć, skoro ten sam Szijjártó kilka godzin wcześniej krytykował w węgierskich mediach kolejny pakiet wymierzonych w Moskwę sankcji.