„Zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu” – mówi w TV Republika europoseł Zdzisław Krasnodębski, oddając popularną w partii rządzącej wizję. Gdy toczy się największy od II wojny światowej konflikt w Europie, to są niebezpieczne słowa. Mimo coraz głębszej recesji, galopujących cen i znużenia obrazkami docierającymi z Ukrainy Zachód musi przecież utrzymać jednolity front wobec Rosji, a nie szukać nowych źródeł podziału.
Ale słowa Krasnodębskiego kryją też i inne niepokojące zjawisko: głęboki kompleks polskości. Niewielu jest przecież takich, którzy uważają, że tożsamość Włochów, Francuzów, Niemców, Portugalczyków, Greków czy Hiszpanów jest słabsza niż Polaków. Wręcz wkład w rozwój ludzkości tych kultur był historycznie większy. Mają więc oni też więcej do stracenia, gdyby mieli porzucić własne dziedzictwo na rzecz bliżej nieokreślonej „europejskości”. A jednak nikt poważny w Madrycie czy Rzymie nie wiąże takiego zagrożenia z faktem przynależności do Unii. Wniosek narzuca się sam: najwyraźniej w polskiej prawicy panuje obawa, że w otwartej rywalizacji, jaką zapewnia integracja europejska, polskość nie okaże się równie atrakcyjna jak tożsamość grecka, portugalska czy niemiecka.
Czytaj więcej
- To są relacje bardzo skomplikowane, ale ja uważam, że zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony zachodniej, tak to określmy ogólnie (...) jest większe niż ze strony wschodniej - mówił w jednym z wywiadów europoseł PiS Zdzisław Krasnodębski.
Poza tym to aberracja, że jest jakiś „Zachód” i jesteśmy my. To już starał się przecież przezwyciężyć Mieszko, decydując się na chrzest w obrządku katolickim. Wybrał tym samym krąg kultury zachodniej, w który w kolejnych wiekach Polska, przywiązana do wolności, tolerancji, demokracji, coraz bardziej się wtapiała i stawała w opozycji do wschodniej satrapii.
Nie inaczej jest i dziś: Polska jest częścią Zachodu. Tragiczny poziom dzietności, gwałtowny wzrost rozwodów czy spadek religijności to tylko kilka przykładów z całej kaskady danych pokazujących, że Polska od lat mierzy się z tymi samymi wyzwaniami co reszta krajów zachodnich. Choć być może należałoby przyznać, że to niezwykłe tempo laicyzacji naszego kraju jest pewnym zaskoczeniem. W Hiszpanii Kościół był sprzymierzeńcem krwawej dyktatury Franco, a we Francji filarem ancien régime’u, przez co francuska tożsamość w trakcie Wielkiej Rewolucji zasadniczo wykuwała się w opozycji do niego. U nas Kościół katolicki odgrywał jednak istotną rolę w obronie wolności i dążeniu ku demokracji. Fakt, że mimo to wystarczyło jedno pokolenie, aby polskie społeczeństwo tak mocno się zlaicyzowało, może dawać do myślenia. Być może – zupełnie inaczej, niż myśli polska prawica – na tym właśnie polega polska specyfika.