Jesteśmy po obu stronach Atlantyku, na wschód od Uralu i na południe od Tien-szan. W Indiach, Chinach i Maghrebie. W Rosji i Polsce; wszędzie, gdzie przebiega i boleśnie wykrwawia nas spór wolności słowa i ekspresji artystycznej z fundamentalizmem, który przebierając się w szatki tradycjonalizmu, uderza zarówno w ewangeliczną, jak i oświeceniową kategorię wolności.
Czytaj więcej
Objęty fatwą i ugodzony nożem dziesięć razy Salman Rushdie, autor „Szatańskich wersetów”, wraca do zdrowia, a książka znów jest bestsellerem.
Rushdie jest ofiarą muzułmańskiej fatwy. Nałożył ją osobiście na pisarza tuż przed śmiercią lider irańskiej rewolucji ajatollah Ruhollah Chomeini. Mimo że minęły dziesięciolecia i rzekome bluźnierstwo „Szatańskich wersetów” zostało w świecie islamskim wielokrotnie zakwestionowane, autorytet Chomeiniego jest wśród szyitów na tyle wielki, że nikt jego osobistych decyzji nie ośmieli się podważyć. Bez wątpienia były inspiracją i wskazówką dla atakującego w amerykańskim Chautauqua Libańczyka, podobnie jak dla gloryfikującej jego czyn irańskiej prasy.
Czytaj więcej
Po wydaniu fatwy przez ajatollaha Chomeiniego Salman Rushdie zakładał, że pożyje kilka dni. Przeszło trzy dekady później próbował go zabić człowiek, którego wówczas nie było na świecie.
Pomińmy ów obrzydliwy entuzjazm. Jak na dłoni widać tu fundamentalne różnice kulturowe; nigdy cywilizacji, której jesteśmy częścią, nie będzie po drodze z tymi, którzy fetują terroryzm i czczą terrorystów. Ważniejsza jest inna obserwacja. Czy efekt uboczny zamachu na Rushdiego, jakim jest eksplozja popularności jego książek, da muzułmanom do myślenia? Czy zrozumieją, że takie ataki tylko nagłaśniają zwalczane przez zamachowców idee? Nie miałbym w tej kwestii złudzeń; nienawiść do człowieka, w tym wypadku autora i jego dzieła, rozgrywa się w innych rejestrach psychiki niż pragmatyka myślenia o społecznych skutkach takich czynów.