Odkąd PiS przejęło władzę w 2015 roku, relacje rządu z samorządem ciągle są napięte. Samorządy, zwłaszcza największych miast, nieustannie skarżą się na problemy z finansowaniem swoich zadań własnych. Kryzys po agresji Rosji na Ukrainę sprawił, że relacje i atmosfera na tej linii zmieniły się na lepsze – co przyznają obydwie strony. Ale tematy, wobec których samorządowcy mają pretensje do władzy centralnej, nadal są liczne.
I pojawiają się nowe. Najlepszym przykładem jest ostatnia historia opisywana przez „Rzeczpospolitą”, dotycząca karania za brak złożenia deklaracji o tym, czym Polacy palą w swoich domach.
Czytaj więcej
Minął termin złożenia informacji o tym, czym palimy w domach. Spóźnialskim grożą srogie kary.
Jak piszemy w czwartkowej „Rzeczpospolitej”, mandaty takie mają wystawiać samorządy. To niebagatelne kwoty, zwłaszcza w dzisiejszych warunkach – sięgają 5 tys. zł. I samorządowcy mają pretensje do rządu o to, że nie dostali na promocję akcji zgłaszania budynków do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków ani złotówki od rządu, a teraz muszą brać na siebie mało popularny obowiązek egzekwowania kar.
I to w chwili, gdy kampania samorządowa coraz wyraźniej rysuje się na horyzoncie. Niezależnie od tego, czy wybory odbędą się w przyszłym roku (zgodnie z ustawowym terminem), czy też dopiero w 2024 roku (jak chce PiS). Żaden z lokalnych włodarzy nie chce kojarzyć się z mandatami, które rząd każe mu wystawiać swoim mieszkańcom – nawet jeśli tylko niektórym.