W aspekcie cywilnoprawnym dotyczy to między innymi zakresu środków ochrony przysługującej uprawnionym z praw własności intelektualnej, zabezpieczenia dowodów, postępowania zabezpieczającego, kosztów procesu, czy tzw. roszczenia informacyjnego. Co więcej można twierdzić, że w pewnych aspektach prawo polskie zapewnia uprawnionym szersze spektrum środków ochrony niż przewiduje to ACTA, która np. postanowienia odnoszące się do zwrotu kosztów procesu, czy obowiązku wydania uzyskanych korzyści wyraźnie odnosi tylko do sfery prawnoautorskiej oraz znaków towarowych, podczas gdy nasz system prawny przewiduje podobne rozwiązania na gruncie wszystkich praw własności intelektualnej.
Jeśli chodzi o wynikające z ACTA obowiązki państw-stron w zakresie kryminalizacji czynów godzących w prawa własności intelektualnej, to również można bronić poglądu, że co do zasady zostały one zrealizowane i to nawet w zakresie szerszym niż przewidziany w umowie, bowiem np. na gruncie prawa autorskiego występuje czyn zabroniony o znamionach czysto blankietowych, którego konstytucyjność jest wątpliwa, (art. 115 ust. 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych), bowiem penalizuje on każde naruszenie praw autorskich i praw pokrewnych niebędące przestępstwem plagiatu lub bezprawnego rozpowszechniania chronionych treści. Również inne instytucje karne i karnoprocesowe wymienione w art. 25 ACTA („Zajęcie przepadek zniszczenie"), są od lat obecne w polskim systemie prawa karnego, część z nich w Kodeksie karnym (przepadek przedmiotów służących lub przeznaczonych do popełnienia przestępstwa, przepadek korzyści majątkowej osiągniętej z popełnienia przestępstwa), zaś część w Kodeksie postępowania karnego (środki zabezpieczające). Z treści ACTA nie wynika zatem na pierwszy rzut oka obowiązek wprowadzania do polskiego systemu prawnego zmian podyktowanych potrzebą implementacji postanowień tej umowy, co zresztą wprost zadeklarowano w sporządzonej przez MSZ opinii o jej zgodności z prawem Unii Europejskiej.
Czy jest więc jakikolwiek powód do obaw w związku z ratyfikacją ACTA? Przede wszystkim należy zauważyć, że jako umowa międzynarodowa, której ratyfikacja wymaga zgody wyrażonej w ustawie, ACTA będzie miała na zasadzie 91 ust. 2 Konstytucji RP pierwszeństwo przed polskimi przepisami ustawowymi, w razie wystąpienia jakiejkolwiek sprzeczności. Tymczasem szereg postanowień ACTA, oddziaływających na sferę praw i wolności człowieka i obywatela jest sformułowana w sposób bardzo ogólnikowy i szeroki i choć postanowienia te nie nadają się do bezpośredniego stosowania, to mogą stanowić wzorzec kontroli przepisów ustawowych. Wzorzec ten jest wyjątkowo nieprecyzyjny. Tytułem przykładu można wskazać na art. 23 ust. 1 ACTA, który posługuje się pojęciem piractwa praw autorskich (copyright or related rights piracy), zobowiązując państwa-strony do kryminalizacji umyślnej postaci takiego czynu. Czym jest piractwo praw autorskich na gruncie ACTA nie wiadomo, bo twórcy projektu nie zatroszczyli się o sformułowanie definicji legalnej tego pojęcia. Na gruncie naszego prawa karnego nie budzi obecnie wątpliwości, że pobieranie z Internetu treści chronionych (filmy, muzyka, fotografie) nie stanowi przestępstwa, bo nie jest zachowaniem o znamionach określonych w ustawie karnej zabronionym pod groźbą kary kryminalnej. Trudno oceniać, czy takie zachowanie nie stanowi piractwa praw autorskich na gruncie ACTA, co zobowiązywałoby Polskę do wprowadzenia odpowiedniego przepisu karnego. Art. 27 ACTA zobowiązuje strony do zapewnienia, że przestępstwa wymienione w umowie będą ścigane z urzędu w stosownych wypadkach (aproppriate cases). Tymczasem polska ustawa autorska (art. 115-122) traktuje tylko niektóre przestępstwa jako publicznoskargowe. Konia z rzędem temu, kto będzie w stanie ocenić, czy są to właśnie owe stosowne przypadki, o których mowa w projekcie umowy. Takich postanowień jest w ACTA o wiele więcej a ich kształt musi budzić zaniepokojenie, bo niejasność i nieprecyzyjność umowy międzynarodowej regulującej obowiązki państw w zakresie ochrony tylko jednej kategorii praw podmiotowych nie powinna mieć miejsca.
Niepokojącą kwestią jest brak w ACTA, zwłaszcza zaś w jej art. 27, stanowiącym o dochodzeniu praw w środowisku cyfrowym, jakichkolwiek postanowień, które regulowałyby sytuację prawną użytkowników Internetu, którzy za pośrednictwem sieci pobierają treści chronione dla własnych celów. Na gruncie polskiego prawa tego rodzaju zachowanie mieści się w granicach dozwolonego użytku prywatnego (art. 23 ustawy autorskiej). W świetle ACTA można mieć w tym względzie wątpliwości, bo dokument nie precyzuje w żaden sposób, co rozumie się pod pojęciem naruszenia praw autorskich lub praw pokrewnych. Skutkiem może tu być powoływanie się przez przemysł fonograficzny i filmowy na ACTA jako podstawę występowania wobec internautów z roszczeniami wynikającymi z pobierania plików. Cały problem sprowadza się więc znowu do braku uregulowania w ACTA podstawowych kwestii, które powinny się w tej umowie znaleźć. Jeśli przyjąć, że naruszanie praw autorskich w jej świetle nie obejmuje pobierania plików dla własnego użytku prywatnego, to przewidziane w ACTA instytucje w istocie nie zmieniają w tym zakresie obowiązującego w Polsce stanu prawnego. Jeśli zaś przyjąć pogląd przeciwny, to nagle ACTA zmienia się w arsenał środków umożliwiających ściganie ludzi, którzy ściągnęli z Internetu kilka filmów lub płyt, przy czym polski ustawodawca będzie musiał te środki wprowadzić do krajowego porządku prawnego.
Art. 27 ust. 4 ACTA pozwala stronom na wprowadzenie przepisów umożliwiających zobowiązanie dostawców Internetu do przekazania posiadaczowi praw autorskich informacji pozwalających na zidentyfikowanie abonenta, co do którego „istnieje podejrzenie, że jego konto zostało użyte do naruszenia". Zauważmy, że przesłanka takiego zobowiązania jest bardzo ogólnikowa i szeroka, bowiem nie jest tu konieczne uprawdopodobnienie przez posiadacza praw, że doszło do naruszenia, czy też wykazanie uzasadnionego podejrzenia – wystarczy samo podejrzenie. Co więcej ujawnieniu podlegałaby nie tożsamość naruszyciela, lecz abonenta, którego konto zostało użyte dla naruszenia. Postanowienie to umożliwia więc wydanie przepisów, które będą powodowały przekazywanie danych internautów, z których łącza internetowego ktoś skorzystał, czy tych których konto pocztowe, serwisu aukcyjnego lub jakiekolwiek inne zostało wykorzystane do niezdefiniowanego bliżej naruszenia praw własności intelektualnej. W Polsce takie przepisy nie funkcjonują na dzień dzisiejszy, zaś art. 27 ust. 4 ACTA ma charakter fakultatywny, ale z całą pewnością postanowienie to będzie przecierało szlak w kierunku obiektywizowania odpowiedzialności za naruszenie praw autorskich i zapewniania posiadaczom praw autorskich dostępu do danych osobowych podmiotów, które mogły nawet nie mieć świadomości, że ich konto zostało użyte dla celów uznanych arbitralnie przez uprawnionego za bezprawne.