Od połowy maja polska waluta wyraźnie zyskuje na wartości. W tym czasie, głównie od piątku, kurs euro w złotych zmalał o około 10 groszy, do niespełna 4,45 zł, a kurs dolara o 18 groszy, do 4,06 zł. To oznacza, że złoty umocnił się wobec euro o 2,6 proc., a wobec dolara o 4,4 proc. Po raz ostatni mniej za główne waluty zapłacić było trzeba w połowie marca.
Panika wymazana
Analitycy oceniają, że aprecjacja złotego to głównie odzwierciedlenie powrotu apetytu na ryzyko na globalnym rynku finansowym. To zaś efekt poprawy sytuacji epidemicznej w większości dużych gospodarek i stopniowego znoszenia ograniczeń aktywności ekonomicznej. – Na giełdach optymizm panuje już od połowy marca, ale dotąd nie miało to przełożenia na waluty rynków wschodzących. Inwestorzy obawiali się niedoboru dolarów na globalnym rynku. Te obawy się nie zmaterializowały i w zeszłym tygodniu część walut z rynków wschodzących zaczęła się wyraźnie umacniać. Teraz przeniosło się to na notowania złotego – tłumaczy Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers. – Decydujący wpływ na umocnienie złotego mają siły globalne. To pokazuje też, że wcześniejsze osłabienie nie było podyktowane czynnikami wewnętrznymi – dodaje Wojciech Stępień, analityk rynków finansowych w banku BNP Paribas, odnosząc się do powszechnych w ostatnich tygodniach komentarzy, wedle których polskiej walucie szkodziła polityka pieniężna prowadzona przez NBP, głównie zaś program QE (skup na rynku wtórnym obligacji skarbowych), który przekłada się na podaż pieniądza w Polsce.
Wśród ogółu walut państw zaliczanych do rynków wschodzących złoty liderem nie jest. Waluty Meksyku, RPA czy Brazylii zyskały na wartości sporo więcej. Z drugiej strony wcześniej zostały dużo mocniej przecenione. Złoty nie musiał odrabiać tak dużych strat i dziś jest tylko o nieco ponad 2 proc. słabszy wobec dolara niż trzy miesiące temu, gdy na światowych rynkach rozpoczynała się panika związana z pandemią. Tymczasem waluty z Ameryki Łacińskiej są słabsze o kilkanaście procent.