Tezy o „dojrzewaniu boomu konsumpcyjnego” i „nieposkromionej wciąż inflacji” nie znajdują uzasadnienia w danych – twierdzi w polemice z moimi artykułami profesor Leon Podkaminer, doradca prezesa Narodowego Banku Polskiego. Inny z doradców Adama Glapińskiego (jego nazwiska nie wymienię, bo polemikę podjął w prywatnej korespondencji, a nie na łamach „Rz”) zapewnia z kolei, że jedynym powodem przerwania przez Radę Polityki Pieniężnej cyklu obniżek stóp procentowych w listopadzie była niepewność polityczna związana z wynikiem wyborów. Nie było to więc, jak napisałem, wznowienie walki z inflacją, bo ta została w jego ocenie opanowana.
Opóźniona reakcja
Obaj doradcy prezesa NBP swoje przekonanie, że batalia z inflacją została wygrana, opierają na tym, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) od maja do września stał w miejscu lub się nie zmieniał. Łącznie w tym okresie zmalał o 0,6 proc. Z tego wynika, że wzrost CPI rok do roku – to, co zwykle rozumiemy pod pojęciem inflacji – jest tylko i wyłącznie skutkiem zmian cen sprzed maja. Obecnie ceny towarów i usług konsumpcyjnych nie rosną, a więc – zapewniają ekonomiści – inflacji nie ma. Takie wypowiedzi doradców prezesa Glapińskiego trudno traktować inaczej niż jako kolejny przejaw tego, że kierownictwo banku centralnego problem inflacji bagatelizuje – jak niemal stale w ostatnich latach.
Polityka pieniężna oddziałuje na gospodarkę z opóźnieniem kilku kwartałów. Decyzje Rady Polityki Pieniężnej powinny więc być podyktowane oczekiwaną inflacją, a nie bieżącą. W tej kwestii ostatnie prognozy samego banku centralnego nie pozostawiają zaś cienia wątpliwości: niezależnie od tego, co dzisiaj dzieje się z cenami, w najbliższych kilku latach inflacja będzie przewyższała cel inflacyjny NBP (2,5 proc. rok do roku z tolerancją odchyleń o 1 pkt proc.). I nie będzie tak, jak przekonuje prof. Podkaminer, z powodu ewentualnego wygaszenia przez nowy rząd tarczy antyinflacyjnej. Listopadowa projekcja Departamentu Analiz i Badań Ekonomicznych NBP pokazuje, że nadmierna inflacja będzie przede wszystkim skutkiem wewnętrznej presji na wzrost cen, spowodowanej szybkim wzrostem płac i popytu konsumpcyjnego. Taki sam obraz malowała już lipcowa projekcja, która w ocenie większości członków RPP uzasadniała ostrą obniżkę stóp procentowych we wrześniu i nieco mniejszą w październiku. Te wewnętrzne źródła inflacji łatwo było ostatnio stracić z oczu, bo jej wystrzał na przełomie lat 2022 i 2023 był przede wszystkim skutkiem nawarstwienia szoków podażowych: zaburzeń w łańcuchach dostaw oraz kryzysu energetycznego. Te szoki wygasają, czego skutkiem jest to, że CPI w ostatnich kilku miesiącach stał w miejscu, a nawet lekko malał. Gdy jednak wygasną ostatecznie, uwidoczni się z całą mocą krajowa presja inflacyjna.
Czytaj więcej
Siła nabywcza wynagrodzeń wzrosła w październiku najbardziej od ponad czterech lat. Przyszły rok będzie bardzo dobry dla budżetów gospodarstw domowych.