O szansach polskich firm przy odbudowie ukraińskiej gospodarki rozmawiali w Karpaczu uczestnicy śniadania „Rzeczpospolitej”, którego gościem była Jadwiga Emilewicz, wiceminister funduszy i polityki regionalnej oraz pełnomocnik rządu ds. polsko-ukraińskiej współpracy rozwojowej. Jadwiga Emilewicz, która od zeszłego roku była zaangażowana w działania na rzecz wsparcia Ukrainy (w tym uchodźców wojennych), przypominała, że Polska jest liderem pomocy Ukrainie w relacji do PKB.
Nie oznacza to jednak, że możemy liczyć na specjalne traktowanie przy wielkich projektach powojennej odbudowy ukraińskiej gospodarki. Te projekty będą warte miliardy, ale – jak zwracała uwagę Emilewicz – na razie w kwestii wsparcia tej odbudowy pozostajemy na poziomie deklaracji.
– Żaden dolar ani euro pochodzące od prywatnych inwestorów nie popłynie do Ukrainy, dopóki nie nastąpi moment stwierdzonego dyplomatycznie końca wojny. Do tego czasu nie będzie też żadnych realnie dużych zamówień publicznych realizowanych ze środków Banku Światowego, EBOR czy EBI – podkreślała pani pełnomocnik. Nie oznacza to jednak, że polskie firmy powinny biernie czekać na zakończenie wojny. Wręcz przeciwnie – warto, by już teraz budowały swoje przyczółki, z czego wiele przedsiębiorstw zdaje sobie sprawę.
Bariera korupcji
Jadwiga Emilewicz przypominała, że według danych należącego do PKO BP KredoBanku w Ukrainie jest 660 polskich firm, które prowadziły tam działalność jeszcze przed wybuchem wojny, a które nie wycofały się po rosyjskiej agresji. Zwracała też uwagę, że w ramach bezpośrednich relacji biznesowych (B2B) polskie przedsiębiorstwa, które mają tam od lat sprawdzonych lokalnych partnerów, mogą także w warunkach wojennych liczyć na bezpieczne prowadzenie biznesu. Trzeba też rozróżniać wschód od zachodu Ukrainy, gdzie po rosyjskiej inwazji przeniosło się wiele firm ze wschodnich regionów i gdzie nie czuje się wojny.
Większym wyzwaniem są relacje biznesu z administracją, na których będzie się opierać odbudowa Ukrainy. Głównym wyzwaniem jest korupcja, której poziom jest dwukrotnie wyższy niż przed wojną. Ma z tym problem także Unia Europejska – z kwoty 50 mld euro przekazanych w zeszłym roku na pomoc Ukrainie tylko połowa została rozdysponowana w przejrzysty sposób.