Po czwartkowej sesji mało kto oczekiwał fajerwerków z uwagi na nieobecność świętujących Amerykanów, choć teoretycznie niska aktywność mogła być okazją dla popytu. Tak było m.in. na parkietach francuskim czy niemieckim. WIG20 od kilku dni oscyluje jednak wokół 2200 pkt i obie strony rynku mają trudności z przeciągnięciem benczmarku na swoją stronę. Blisko 7-proc. spadek od początku roku to już dość duży dorobek podaży, ale chętnych do zakupów polskich akcji wciąż jak na lekarstwo.

Jeśli ktoś z czwartkowej sesji, na której obrót przekroczył ledwie 0,9 mld zł, chciałby wyciągać wnioski, to jej przebieg wskazuje raczej na słabszy koniec tygodnia. Indeks dużych spółek rozpoczął dzień żwawo, ale poziom 2200 pkt pozostał tylko tknięty. Wynik dzienny był co prawda neutralny, ale kolejna czarna świeca sugeruje rozwinięcie spadków i test dołka z połowy miesiąca. Jeśli WIG20 rósł, to niemal wyłącznie za sprawą banków. Indeks tej grupy spółek w połowie listopada wybił się jednak dołem z bocznej konsolidacji, a w czwartek odbił się od jej dolnego ograniczenia. Banki były co prawda gwiazdami szerokiego rynku - PKO BP zyskał 1,9 proc., a Pekao 1 proc., a obie spółki skupiły największe obroty. Pod względem obrotów wyróżniało się też CCC, ale kurs odzieżowej spółki osunął się aż o 8 proc. Pretekstem do wyprzedaży była publikacja wyników kwartalnych. Wśród najmocniej tracących firm znalazły się jeszcze Columbus Energy i Lubawa.