Samotna w mieście

Laureatka canneńskiej Złotej Kamery mówi Barbarze Hollender o kinie, pokoleniu trzydziestolatków, Paryżu, kobietach i #metoo.

Aktualizacja: 03.06.2018 18:23 Publikacja: 03.06.2018 18:01

Rz: „Paryż i dziewczyna" to film o młodej kobiecie zrealizowany przez młodą kobietę. Bardzo pokoleniowy. Jaka jest generacja urodzona w latach 80.? Kim jesteście? Czego chcecie?

Léonor Sérraille: Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale myślę, że w naszym życiu wszystko jest trochę bardziej skomplikowane niż w życiu naszych rodziców. Jesteśmy generacją, która dostała wiele obietnic bez pokrycia. Poprzednie pokolenie miało w sobie dużo optymizmu. My wchodziliśmy w życie w okresie kryzysu ekonomicznego, narastającego terroryzmu, coraz istotniejszych społecznych podziałów i niepewności. Moi rodzice pracowali, nie mając studiów. My możemy mieć kilka dyplomów i nie znaleźć dobrej, stabilnej posady. Mamy więc w sobie niepokój. Może nawet czasem wpadamy w rodzaj paniki. Cierpimy na depresje, chodzimy do psychoterapeutów. Ale też staliśmy się twardsi. Uczymy się walczyć.

Pani bohaterka po nieudanym związku chce stworzyć siebie od nowa. Stać się niezależna, samodzielnie budować własne życie.

Ona dziesięć lat, między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia, gdy zwykle tworzymy siebie, spędziła z mężczyzną. Żyła w jego cieniu, jego światem. Po rozpadzie związku czuje się zagubiona. Określenie „młoda, wolna kobieta" jest dla niej obce i niezrozumiałe. Ale rzuca się w wir Paryża i chce być wreszcie sobą. Walczy o to każdego dnia. Musi popełnić własne błędy i podjąć własne decyzje. Coraz bardziej świadomie. Dziennikarze czasem pytają mnie, czy Paula jest siostrą nowojorskiej Frances Ha. W pewnym sensie tak. Ale Greta Gerwick w filmie Noaha Baumbacha śmieszyła widzów i rozbawiała. Ja chciałam, żeby widzowie śmiali się nie z Pauli, lecz razem z nią.

Pani bohaterka mówi: „Paryż nie lubi ludzi". Pani kiedyś też, jak ona, przyjechała do tego miasta. Nie było przyjazne?

Nie było. To zdanie wymyśliła moja aktorka – Laetitia Dosch. Ale ja się pod nim podpisuję. Wychowałam się w spokojnym Lyonie, przyjechałam do Paryża jako osiemnastolatka studiować literaturę. Turyści w stolicy Francji wpadają w zachwyt. Ale jak się tu nagle trafia, nie znając nikogo i trzeba żyć? Codziennym życiem? Naprawdę nie jest łatwo. To piękne, otwarte miasto okazuje się wtedy drogie, nieprzystępne, skomplikowane. Kiedy pojechałam na stypendium Erasmusa do Barcelony, odetchnęłam. Ale może po prostu takie trudne są wszystkie wielkie molochy, w których człowiek gubi się i czuje samotny. Nowy Jork ze słynnego komiksu Julii Wertz też jawi się jak koszmar.

Portretuje pani Paryż, jakiego zwykle nie widzi się we francuskich filmach.

Tak właśnie sobie założyłam. Na początku koncentruję się na Pauli, to ona jest dla mnie istotna. Ale potem, razem z nią, zaczynam obserwować miasto. Chciałam je pokazać oczami przybysza z zewnątrz. Bardzo różnie. Może dlatego jednym z najważniejszych miejsc jest dla mnie metro. Tutaj miesza się wszystko. Warstwy społeczne, style bycia. Artyści i biurokraci, ludzie bogaci i niemogący związać końca z końcem, starzy paryżanie i uchodźcy, którzy na przedmieściach szukają nowego życia. Ten społeczny wydźwięk filmu też wydaje mi się ważny. Podobnie jak kryjąca się w losach Pauli opowieść o samotności w wielkim mieście.

Za „Paryż i dziewczynę" dostała pani w zeszłym roku na festiwalu canneńskim Złotą Kamerę – ważną nagrodę za najlepszy debiut.

To fantastyczna nagroda, ale i stres. Strach, żeby następny film nie był gorszy. Ale i wielka satysfakcja. Dzięki projekcji o oficjalnym programie w Cannes i Złotej Kamerze nasz film został dostrzeżony przez zagranicznych dystrybutorów i sprzedany do ponad dwudziestu krajów, nawet do Japonii i Meksyku. To cieszy, zwłaszcza że powstał za naprawdę bardzo niewielkie środki, a debiutantem byłam nie tylko ja, ale też większość ekipy.

Dzisiaj dużo mówi się o kobietach w przemyśle filmowym. Łatwo jest być reżyserką we Francji?

Pewnie łatwiej niż w innych krajach. Ja przeszłam tę granicę bez większych problemów. Musiałam raczej pokonać obiekcje w sobie. Miałam zawsze wyobrażenie reżysera jako silnego faceta, który na planie trzyma wszystko mocną ręką, krzyczy i nie przeżywa chwil wahania. Może dlatego chciałam być scenarzystką. Ale odważyłam się. I wyszło.

A czuje pani we francuskim, filmowym środowisku atmosferę #metoo?

Myślę, że we Francji jest z tego powodu mniejsze napięcie niż na przykład w Stanach. Ja zresztą jestem trochę z boku tego środowiska. Nie mam konta na Facebooku. A generalnie jestem przekonana, że przed przemocą seksualną, mobbingiem i każdym rodzajem złego traktowania trzeba chronić wszystkich: zarówno kobiety, jak i mężczyzn.

Zwariowany film ze świetną główną rolą

Kilka lat temu świetny nowojorski reżyser Noah Baumbach sportretował wielkomiejskie środowisko hipsterów. Jego bohaterka Frances Ha miała 27 lat, mieszkała z przyjaciółką w kawalerce i – choć miała 100 pomysłów na minutę – nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić.

Leonor Serraille w „Paryżu i dziewczynie" pokazała francuski odpowiednik Frances Ha. Tyle że Paula nie jest singielką z wyboru. Ma około trzydziestu lat (jak sama mówi: „31, a więc prawie 40"), właśnie rozpadł się jej wieloletni związek i znalazła się w Paryżu sama, bez pieniędzy, bez pomysłu na życie. Tylko z puchatym kotem, który kiedyś należał do jej byłego faceta i którego porwała trochę w charakterze „zakładnika". Chce zacząć wszystko od nowa. Nie ma zresztą wyboru. Jej amerykańska odpowiedniczka z wolności uczyniła wartość. Dla Pauli wolność jest raczej porażką. Gdyby facet nie wyrzucił jej z mieszkania, pewnie by jej nie potrzebowała. Ale skoro musi dać sobie radę, to znajduje jakieś prace – będzie opiekunką do dzieci i sprzedawczynią w sklepie. Próbuje stanąć na nogach, a sytuacja zmusza ją do zrozumienia, kim jest.

Leonor Seraille bez znieczulenia pokazuje kobietę, która pozwoliła sobie na to, by w odpowiednim czasie nie dojrzeć, a teraz musi nadrobić stracony czas. I – choć momentami zrozpaczona i zagubiona – odnajduje w sobie fantazję i radość życia, jaką cieszyła się też Frances Ha. Do głównej roli znalazła świetną wykonawczynię. Laetitia Dosch nie jest pięknością, ale ma francuski urok, energię, która rozsadza ekran i dystans do siebie.

Podobno to przypadek, że film „Paryż i dziewczyna" został zrobiony przez ekipę składającą się z kobiet. Ale faktem jest, że w tym zwariowanym filmie, każda sytuacja wydaje się prawdziwa.  —bh

Film
Rekomendacje filmowe: Opowieści o miłości i odchodzeniu
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Film
Serial „Czarne stokrotki”: symbol bardziej tajemniczy niż swastyka
Film
Zaskakujący debiut. „To nie mój film” o kryzysie w związku
Film
Czy kino wstaje po pandemii? Co nowego w 2025 roku?
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Film
Rekomendacje filmowe: Świetna debiutantka i dwóch mistrzów
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay