Z tymi pierwszymi sprawa jest najtrudniejsza, bo oczekujemy, aby taki Piłsudski był surowy i ludzki jednocześnie, by był prostolinijny, a jedno- cześnie impregnowany na knowania wrogów Rzeczypospolitej, i wszystko to na Kasztance. Społeczeństwo oczekuje też, by wizerunek filmowej postaci przystawał do znanych fotografii, karykatur i obrazów. Wreszcie chodzi o to, co powiedzą badacze dziejów. Wszak znają różnicę pomiędzy obiegowym wyobrażeniem a prawdą historyczną.
Kto więc zdaniem historyka mógł uchwycić owo imponderabilium postaci, podbudować je zachowaniem, mimiką i językiem ciała? Dojrzałością i głębią, autentycznością, która przecież nie może być wymuszona?
Obserwując zdjęcia do „1920 Bitwa Warszawska", mogłem porównać swoje wyobrażenia z tym, co zobaczymy na ekranie. Po pierwsze, Daniel Olbrychski doskonale wyczuł fizyczność Piłsudskiego u progu niepodległości. Bardziej dojrzały niż w Legionach, niemłody, a przede wszystkim bardzo doświadczony Piłsudski budzi zaufanie.
Odczuwamy, że jest to waga ciężka polskiej polityki i człowiek, którego decyzje ważą najwięcej. To on bierze na siebie pełną odpowiedzialność, którą z nikim nie może się podzielić. Jest surowy w obejściu, ale cieplejszy, gdy styka się z bliższymi, na przykład Wieniawą. Jego gesty są oszczędne, ale wymowne. To, w jaki sposób trzyma papierosa, jak pochyla się nad mapą sztabową, jak reaguje na stres, wydaje się tożsame z tym, co wyczytać można w źródłach i obejrzeć na starych fotografiach.
Mało tego, plusem jest też pięknie skonfigurowany, lekko wyczuwalny kresowy zaśpiew w języku, którym się posługuje. Pamiętam, że gdy na planie otrąbiono przerwę, a większość aktorów delektowała się kawą, Daniel Olbrychski testował kolejną scenę. Dopytywał, jak mógłby się w danej sytuacji zachować Piłsudski, jakich użyć form, czy mógł mieć rozpięty mundur, albo w jakim geście ułożyć dłonie czy wydać rozkaz.