Reżyser Peter Bogdanovich był w latach 70. XX wieku wielką – niestety, nie do końca spełnioną – nadzieją amerykańskiej kinematografii („Ostatni seans filmowy", „Papierowy księżyc"). Teraz powraca do kina „Dziewczyną wartą grzechu" po 13 latach pracy dla telewizji.
To także powrót do zapomnianej odmiany komedii romantycznej, tzw. screwball comedy, której szczyt popularności przypadał na lata 30. i 40. Operowała ona humorem sytuacyjno-dialogowym i nagłymi zwrotami akcji. Istotnym motywem był wątek konfrontacji męsko-damskiej, przy czym zwycięstwo w „walce płci" przypadało zazwyczaj kobiecie.
Bogdanovich już ponad 40 lat temu („No i co, doktorku?") udowodnił, że czuje ten rodzaj komedii. Czy uda mu się przekonać do niej współczesnego widza? Na pewno tych, którzy bawili się na ostatnich filmach Woody'ego Allena, który z upodobaniem też sięga do poetyki screwball comedy, choć za każdym razem przerabia ją na własną modłę. Razem z „Dziewczyną wartą grzechu" wkraczamy w zwariowany i niezbyt moralny światek nowojorskiego teatru.
Tytułowa bohaterka, pragnąca zostać aktorką call girl Izzy (Imogen Poots), opowiada całą historię na kozetce neurotycznej psychoterapeutki (Jennifer Aniston). Oto miała schadzkę z reżyserem teatralnym (Owen Wilson), który na pożegnanie wręczył jej opiewający na dużą kwotę czek, by wróciła na drogę cnoty. Ich drogi wkrótce znów się przetną, bo Izzy zgłasza się na prowadzony przez tegoż reżysera casting na rolę... oczywiście call girl. Główną ma grać żona reżysera (Kathryn Hahn), nieświadoma jego licznych zdrad. Ważną postacią okaże się, piekący własną pieczeń, jego przyjaciel amant (Rhys Ifans). Pojawia się również narzeczony psychoterapeutki – autor sztuki (Will Forte).
To pomiędzy tą szóstką rozegra się naszpikowana zabawnymi, błyskotliwymi dialogami komedia pomyłek. Scenariusz (autorstwa reżysera i jego byłej żony Louise Stratten) jest niezwykle precyzyjny, pozbawiony zbędnych wypełniaczy odciągających od głównego wątku. Bogdanovich znów pokazuje, że ciągle są mu bliskie konwencje starego kina i dobrze się w nich czuje. Reżyser bez zahamowań porusza się w trudnej dziedzinie humoru qui pro quo i doskonale opanował sztukę pastiszu. Cała aktorska szóstka świetnie się czuje w zaproponowanej przez reżysera konwencji, tworząc wyraziste i – mimo farsowej konwencji – wiarygodne postaci.
Zdjęcia z filmu „Dziewczyna warta grzechu"
www4.rp.pl/dziewczynawarta