Nagroda dla najlepszego filmu, za reżyserię dla Triet, za scenariusz scenariusz dla Triet i Arthur Harrari, za najlepszą rolę kobiecą dla Sandry Huller, za montaż dla Laurenta Senechala. Do tego jeszcze laury od publiczności i studentów europejskich uniwersytetów. Ten wieczór w berlińskiej Arenie należał do 45-letniej francuskiej reżyserki i jej ekipy.
„Anatomię upadku” można nazwać kryminałem lub dramatem sądowym. Ale każda taka etykietka byłaby dla tego filmu krzywdząca. Triet pokazała znakomite, niepokojące kino, opowiedziała o współczesnej moralności, o tym, co może kryć zwyczajna, wydawałoby się świetnie prosperująca rodzina. Zapytała czym jest prawda i czy jesteśmy w stanie do niej dojść.
Bohaterka filmu Sandra jest z pochodzenia Niemką, odnoszącą sukcesy pisarką. Jej mąż Samuel to muzyk i niespełniony pisarz. Mają dziesięcioletniego, ociemniałego syna Daniela. Ojciec nie odprowadził go kiedyś do szkoły i to wtedy doszło do wypadku, w którym został uszkodzony nerw wzrokowy dziecka. W ich domu w Alpach dochodzi do tragedii. Samuel wypada z okna na poddaszu, ginie na miejscu. Ale wiele okoliczności wskazuje, że nie był to tylko nieszczęśliwy wypadek. Problem w tym, że w chwili tragedii nie było w domu nikogo poza Samuelem i Sandrą.
Kobieta zostaje oskarżona o morderstwo. Na sali sądowej dochodzi do wiwisekcji związku i rodziny. Rodzą się dziesiątki pytań o relacje między małżonkami, gdy na jaw wychodzą zdrady i biseksualizm Sandry, o ich ambicje zawodowe, codzienne życie. A przecież jest jeszcze Daniel, kompletnie przygnieciony rodzinną tragedią. Dużo zależy od jego zeznań. „Musisz wybrać” – mówi mu w pewnym momencie opiekunka przydzielona przez sąd.