Życie na grobie

„Pokłosie" to efekt kompromisu: kino potrzebne, ważne, choć chwilami przypominające raczej szlachetną publicystykę. Czy może wzbudzić narodowe katharsis? Pasikowski artysta poświęcił wiele, by jego film trafił pod strzechy. Ale jeśli nawet skończy się tylko na wrzawie oburzonych kalaniem polskości, odniesie sukces.

Publikacja: 04.11.2012 18:00

Życie na grobie

Foto: Monolith

W „Pokłosiu" – zupełnie jak Franek Kalina (Ireneusz Czop), jeden z głównych bohaterów, który na początku filmu przyjeżdża do ojczyzny po 20 latach pracy na azbeście w Chicago – lądujemy w Polsce dziwnej i wykoślawionej. Brat wita tu brata z siekierą w ręku, bo skoro sąsiedzi tłuką mu szyby w oknach kamieniami, mogą też w ciemnościach pojawić się z widłami. W parafii triumfuje perfekcyjny podział na Kościół spod znaku Tischnera (stary proboszcz grany przez Jerzego Radziwiłowicza) i Rydzyka (młody, szykujący się do przejęcia władzy Andrzej Mastalerz, który z dumą oznajmia: „To są teraz moi parafianie"). A w rodzinie – na tego, który mówi „żydki", i tego, który poucza: „Nie żydki, tylko Żydzi".

To również kraj, w którym na przekór zapijaczonym mordom pod wiejskim sklepem szlachetny z chłopów wygląda jak Maciej Stuhr i sprawia wrażenie inteligenta udającego, że wie, jak radzić sobie z młockarnią. Kraj, gdzie kombajn zamawia się na piątą rano, chociaż o tej porze jeszcze rosa. Ale też kraj, w którym jeden człowiek bez trudu jest w stanie przenieść żydowską macewę, nawet jeśli ta waży kilkaset kilogramów. Scenariuszowe wpadki? Czy raczej nieco łopatologicznie skrojony, czarno-biały obraz polskiej wsi niespokojnej i niewesołej?

„Czytanka", ale działa

Nawet ci, którzy Pasikowskiemu kibicują, mogą mieć wątpliwości, czy Polska w „Pokłosiu" – pięknie (chwilami aż zbyt pięknie) filmowana przez Pawła Edelmana – faktycznie istnieje. Bo twórca „Psów" konsekwentnie zagęszcza, upraszcza, przejaskrawia. Sugeruje realizm, ale nie pozwala w niego uwierzyć. Buduje napięcie jak w thrillerze (świetny początek, kiedy Franek niemal czuje oddechy tych, którzy go obserwują), zagadkę jak w kryminale, ale ostatecznie przybiera szaty moralisty i balansuje na granicy publicystyki.

Nie da się ukryć – scenariuszowa konstrukcja, zbyt dosłowne, nienaturalne dialogi zbliżają „Pokłosie" raczej do szlachetnej czytanki niż do wielkiego kina. Ale – zadziwiający paradoks tego filmu – ta „czytanka", w której wyłącznie są prawi albo podli, naprawdę działa. Wystarczy niezwykła scena ze starym Malinowskim (Robert Rogalski), który o mordzie na Żydach opowiada tak, jakby miał on miejsce nie kilkadziesiąt lat temu, ale przed chwilą. Albo twarz Danuty Szaflarskiej, która rzuca papierosa i niczym pustelniczka z zaświatów spowiada się z dawnych, polskich grzechów: „Ja się tak bała, ja chciała żyć... Ale one, te Żydzi, to nie chcieli?".

I nagle filmowe niedostatki schodzą na trzeci plan. Nie ma już „onych", którzy widłami zaganiali żydowskie dzieci do ognia. Jest tylko przeszywający dreszcz: zaganialiśmy ich my wszyscy.

„Niech w swoim domu poszuka!"

Już odezwali się poirytowani historycy i komentatorzy: „Nie tak wygląda prawda o Jedwabnem!". Ale „Pokłosie" nie jest filmem o Jedwabnem. To jedynie inspirowana historią przypowieść o tym, że nie jesteśmy krystalicznie niewinnym Mesjaszem narodów. A ten, kto szukać chce winnych, niech – jak słyszymy z ekranu – „w swoim domu poszuka".

Główny bohater Józek (Maciej Stuhr) prawdy wcale nie szuka: ta odnajdzie go sama, przypadkiem. Z początku rządzi nim prosty odruch – młody Kalina zaczyna zbierać z okolicy poniewierane macewy. Ktoś utwardził nimi drogę, ktoś inny zrobił z nich posadzkę, warsztat albo wychodek. A Józek, przy coraz większym oburzeniu wsi, zaczyna je od ludzi kupować i stawiać na własnym polu.

„Po co ci to wszystko?", „Co cię naszło?", „Dlaczego akurat ty?" – pyta go brat Franek. „Przecież my nigdy nie mieliśmy nic wspólnego z Żydami!". Ale Józek wytłumaczyć nie umie – ma w sobie ten sam rys szaleństwa jak Socha z „W ciemności" Agnieszki Holland, który narażał rodzinę, by ratować w czasie wojny Żydów. Zresztą czy Józkowi, nawet jeśli przy okazji, „z ciekawości", nauczył się z książek hebrajskiego, faktycznie o Żydów chodzi?

Polska na grobach

„Nie byłeś na pogrzebie ojców!" – grzmią na Franka ksiądz, brat, sąsiedzi. Ten próbuje wyjaśniać: „Zabraliby mi paszport. Zresztą oni już nie żyją". Na co Józek: „Może dla ciebie".

Niby oczywistość, ale ten znak równości między umarłymi Polakami i Żydami wciąż brzmi w Polsce jak odkrycie. Bo nawet jeśli Pasikowski chwilami topornie piętnuje nasz nadwiślański antysemityzm, to pyta całkiem serio i trafnie: „Jak żyć w kraju, w którym nie tylko dom Kalinów i warszawski Muranów zbudowane są na żydowskich grobach?".

Mam wątpliwości, czy nawet wśród zaciekłych ideologów „Pokłosie" jest w stanie wywołać zażartą dyskusję. Chociaż zrealizowane środkami czytelnymi dla mas, nie wiem, czy trafi pod strzechy i przekona tych, o których opowiada.

Całkiem możliwe jednak, że najważniejszym odbiorcą okaże się młody miłośnik serialu „Glina". To w jego imieniu Stuhr mówi w filmie o żydowskiej traumie: „Nie było mnie wtedy nawet na świecie. Co mogę na to poradzić?". Ale zdać sobie sprawę z tej bezradności to już coś.

* * * *

„Pokłosie",
reż. Władysław Pasikowski,
Polska 2012, Monolith, 102 min

W „Pokłosiu" – zupełnie jak Franek Kalina (Ireneusz Czop), jeden z głównych bohaterów, który na początku filmu przyjeżdża do ojczyzny po 20 latach pracy na azbeście w Chicago – lądujemy w Polsce dziwnej i wykoślawionej. Brat wita tu brata z siekierą w ręku, bo skoro sąsiedzi tłuką mu szyby w oknach kamieniami, mogą też w ciemnościach pojawić się z widłami. W parafii triumfuje perfekcyjny podział na Kościół spod znaku Tischnera (stary proboszcz grany przez Jerzego Radziwiłowicza) i Rydzyka (młody, szykujący się do przejęcia władzy Andrzej Mastalerz, który z dumą oznajmia: „To są teraz moi parafianie"). A w rodzinie – na tego, który mówi „żydki", i tego, który poucza: „Nie żydki, tylko Żydzi".

Pozostało 85% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów