John Travolta, gwiazdor scjentologów w latach 70. i 80., chwalił ideę świata bez wojen, przemocy i obłędu. I sądził, że żadna inna grupa nie ma tak szczytnych celów jak scjentolodzy. Był jedną ze sław hollywoodzkich, które swoją przynależnością do tej grupy – uwierzytelniały ją, wręcz zachęcały do przystąpienia w jej szeregi.
Kolebką kościoła jest Saint Hill w East Grinstead w Sussex, a jego założycielem był Ron Hubbard, który wierzył w reinkarnację i uważał, że celem scjentologii jest jasność umysłowa całej ludzkości. W tym celu należy przejść kolejne kroki „oczyszczenia". No i do tego tajemnice ujawniane są tym, którzy zapłacą tyle, by pokonać kolejne poziomy wtajemniczenia, aż do trzeciego zwanego „ścianą ognia".
Opłaty rosną w miarę poznawanych tajemnic. Tyle, że są one brednią – jak mówią byli członkowie wspólnoty występujący w filmie dokumentalnym „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary". Film przedstawia kilku byłych członków wspólnoty (m. in. Paula Haggisa, reżysera) a także sylwetkę założyciela Kościoła Scjentologicznego — L. Rona Hubbarda, autora ponad tysiąca książek.
Najpierw Hubbard pisał czytadła – i to bardzo szybko, bo wtedy – w czasach Wielkiego Kryzysu – pisarze tworzyli na akord, płacono im od każdego napisanego słowa. Okazało się, że najlepiej odnalazł się w literaturze science fiction i już pierwsze jego próby w tym gatunku były prototypem późniejszej filozofii scjentologii.
Kiedy Hubbard uznał, że „człowiek jest istotą duchową ściągniętą w świat materii i cielesności. I że trzeba mu pomóc", napisał „Dianetykę" – dzieło, które według niego miało być przełomem w psychologii, ale wśród psychologów zaufania nie wzbudza do dziś. Widzowie posłuchają też wspomnień byłej żony guru opowiadającej mało budujące historie z życia Hubbarda.