Ponoć najśmieszniejszą postacią jest okradziony złodziej. Ale zwykle jest to zarazem postać tragiczna; nie przyznaje się do występku, drze koszulę, wzywa prawo na pomoc, a Niebiosa do pomsty, woła, że to jego okradziono.
Wiadomo, że najsmakowitsza komedia to tragifarsa. Jeśli publika ma krótką pamięć i zapotrzebowanie na rozrywkę, nieraz reaguje oklaskami, choć niektórym zbiera się na wymioty, a przynajmniej na obrzydzenie.
Upadły prezes, grzmiąc przeciw bezprawnemu przejęciu państwowych mediów przez rządzącą obecnie koalicję, zapomniał, że osiem lat temu w równie bezceremonialny sposób zawłaszczył to, co miało być państwowe, i przekształcił w partyjne. Tylko że jemu było łatwiej, bo miał nie tylko większość w Sejmie, ale podległego prezydenta. Więc najbardziej bezczelni kłamcy z uciszonej właśnie szczekaczki (zachowującej dla niepoznaki miano „telewizji”) okupują jakieś przedpokoje i wznoszą okrzyki w obronie wolności słowa, ratowania pluralizmu oraz prawdomówności. Zjawisko to można porównać do sytuacji, w której prostytutki demonstrują w obronie cnoty. I na dalszy komentarz nie zasługuje. Są przy tym tragiczni, bo – z prezesem na czele – uwierzyli we własną niewinność, prawdopodobnie na skutek działania znanej maksymy Goebbelsa o kłamstwie, które wielekroć powtarzane staje się prawdą.
Czytaj więcej
Prawo i Sprawiedliwość mimo swojej retoryki jest mniej rewolucyjne w działaniach niż PO. Ten zapa...
Jak daleko jest polskim mediom publicznym do BBC?
A mnie nie do śmiechu, chciałbym zawołać za Gogolem: „Z czego wy się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie”. Bowiem wizja władzy wydzierającej rzekomo publiczne media z rąk poprzedników co każde cztery lub osiem lat jest tragiczna i zabójcza właśnie dla naszego wspólnego państwa. Tym bardziej, że panowanie nad szklanym ekranem nie gwarantuje wyborczego zwycięstwa, o czym świadczą nie tylko ostatnie wybory, ale parę przykładów z nieodległej przeszłości. Obecna władza – mając przeciw sobie prezydenta – musiała „jechać po bandzie” przepisów, aby odebrać złodziejowi, co ukradł. Ale jak będzie dalej? Czy starczy sumienia i bezstronności, by nie sięgać po takie ułatwienia w imię doraźnych korzyści? Miarą kosmicznej odległości dzielącej naszą wciąż raczkującą demokrację od dojrzałej jest fakt, że kierownictwo brytyjskiej BBC – uchodzącej za wzór bezstronnego radia i telewizji – jest mianowane przez króla z rekomendacji rządu.