To, w jakim stylu na giełdach zakończył się tydzień, było wręcz lustrzanym odbiciem tego, jak się wcześniej rozpoczął.
W ciągu kilku dni rynki przeszły ze stanu panicznej wyprzedaży akcji do obowiązkowego ich kupna. Tak samo jak na innych giełdach było na warszawskim parkiecie. Wczoraj już na otwarciu indeks największych spółek WIG20 zyskał 76 pkt, czyli ponad 3 proc. Na tym poziomie rynek znalazł równowagę i do południa nic szczególnego się nie działo. Obroty były duże, a więc spora była liczba zarówno sprzedających, jak i kupujących papiery.
Po godzinie 12 indeks zaczął dalej rosnąć. Inwestorzy poszli drogą wyznaczoną przez inne europejskie rynki, które w tym czasie zyskiwały już po 5 – 6 proc.
Pod koniec sesji wzrostem zachwiały nieco transakcje arbitrażowe. Wczoraj ostatni dzień handlowano instrumentami pochodnymi na WIG20 – wrześniową serią kontraktów terminowych na ten indeks. Ostatecznie WIG20 zyskał 5,66 proc., a WIG – 4,87 proc. Łączne obroty przekroczyły 2,2 mld zł, z czego 2 mld zł to zasługa spółek z WIG20.
Przyczyny zwyżek były wszędzie takie same – uspokojenie na światowych rynkach finansowych. Rozważania na temat stworzenia przez rząd USA funduszu, który przejąłby złe długi instytucji finansowych, oraz czteromiesięczny zakaz krótkiej sprzedaży akcji spółek finansowych w Wielkiej Brytanii zrobiły swoje. Ale w opinii Wojciecha Białka, zarządzającego SEB TFI, te działania będą skuteczne jedynie przez kilka tygodni. Rynek i tak musi przejść cały cykl bessy, w związku z czym odbicie może nie potrwać długo.