Mieczysław Groszek - felieton w „Rz”

W najprostszym podejściu wydłużenie czegoś w czasie w sensie odsunięcia momentu osiągnięcia celu oznacza wyższe koszty w sensie dosłownym albo pośrednio opóźnienie osiągania efektów

Publikacja: 03.10.2012 03:47

W sensie bardziej kompleksowym jest to tracenie korzyści budowanych na efektach działań wcześniejszych, czyli większych niż prosta suma.

W Polsce czas nie jest czynnikiem krytycznym, to znaczy takim, który jest jednym z ważniejszych kryteriów pomiaru efektu działań. Jest na to wiele dowodów empirycznych, wbrew różnym dosyć powszechnym deklaracjom typu – „nie mamy czasu do stracenia", „musimy nadrobić stracony czas", „to są ostatnie minuty, kiedy możemy to zrobić" itp.

Świadczą o tym unieważniane przetargi, przekraczane terminy uruchomienia obiektów, brak koordynacji między elementami zależnymi od siebie, a niemogącymi funkcjonować oddzielnie. Także nadużywanie w sytuacjach anulowania przetargu wyjaśnień typu: lepiej poczekać xyz miesięcy/lat i zapłacić karę umowną niż mieć niejakościowy/niekompletny/niefunkcjonalny obiekt.

To podejście do czasu widać na wszystkich szczeblach. Szewc na uwagi, że znowu nie dotrzymał terminu reperacji, odpowiada: Czy woli mieć pan na czas, czy dobrze? A minister administracji i cyfryzacji, po wyrzuceniu do kosza wszystkiego, co w ciągu ostatnich dziewięciu lat zostało zrobione dla elektronizacji sfery publicznej, stwierdza: lepiej później, ale dobrze. Co do brzmienia niewiele się to różni, co do skutków znacznie.

Jakie to ma znaczenie, jeśli chodzi o myślenie o przyszłości? Czy rezygnować w ogóle z osadzania w czasie działań, gdy ma się pojawić skutek? A co z koordynacją, czyli potrzebą „spotykania się" efektów planów i programów rozpoczynanych oddzielnie, ale w jakimś momencie zaczynających współpracę z sobą lub tworzących warunki dla innych?

Otóż nie chodzi o zawieszenie skutków działania czasu (w swojej podstawowej naturze jest to wielkość obiektywna i fizyczna, czyli „płynie" niezależnie od woli i charakteru narodowego). Tu nie chodzi nawet o jakąś taryfę ulgową w używaniu tej kategorii w formalnych planach czy dokumentach (np. współczynnik korygujący wydłużający okresy normatywne dla Polski o 50 proc.). Tu chodzi bardziej o przetworzenie tego zjawiska na instrumentarium metodologiczne dla konstruowania wizji programów rozwojowych. Powinno to się wyrażać w rezygnacji z używania wskaźników „wyprzedzających" (np. przyrost naturalny w latach 2015–2020 powinien być równy lub większy niż przyrost emerytów w latach 2035–2040) i „pościgowych" (na przykład jeśli od 2013 r. przeznaczymy 2 proc. PKB na naukę, to w 2019 r. będziemy na drugim miejscu w Europie pod względem liczby patentów). Podane przykłady są kierunkowo logiczne, chociaż liczbowo abstrakcyjne.

A może w Polsce czas płynie inaczej?

Mieczysław Groszek, wiceprezes Związku Banków Polskich

Tekst wyraża poglądy autora, a nie instytucji, z którą jest związany

W sensie bardziej kompleksowym jest to tracenie korzyści budowanych na efektach działań wcześniejszych, czyli większych niż prosta suma.

W Polsce czas nie jest czynnikiem krytycznym, to znaczy takim, który jest jednym z ważniejszych kryteriów pomiaru efektu działań. Jest na to wiele dowodów empirycznych, wbrew różnym dosyć powszechnym deklaracjom typu – „nie mamy czasu do stracenia", „musimy nadrobić stracony czas", „to są ostatnie minuty, kiedy możemy to zrobić" itp.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego