Powodów do niepokoju jest coraz więcej: konflikt w Syrii (wpływający m.in. na wzrost cen benzyny w Polsce), możliwa konfrontacja USA z Koreą Północną, napięcie w relacjach amerykańsko-rosyjskich, szczególnie po interwencji USA w Syrii, a także zbliżające się wybory prezydenckie we Francji. Wszystkie te wydarzenia mocno podnoszą temperaturę na rynkach. Świadczy o tym choćby wzrost cen złota do najwyższego poziomu od pięciu miesięcy oraz zyskiwanie na wartości przez inne bezpieczne aktywa: jena, dolara czy amerykańskie obligacje. Za dolara płacono w środę znów 4 zł, czyli tyle, ile blisko trzy tygodnie temu.
– Inwestorzy starają się trzymać emocje na wodzy, ale ryzyko polityczne daje o sobie znać – mówi „Rzeczpospolitej" Marek Buczak, dyrektor ds. rynków zagranicznych w Quercus TFI. Jako przykłady rynków mocno dotkniętych przez ryzyko polityczne wskazuje on Rosję i Turcję. Rosyjska giełda znacząco zyskiwała pod koniec zeszłego roku w reakcji m.in. na wzrost cen ropy i wybory prezydenckie w USA. Nadzieje dotyczące poprawy stosunków amerykańsko-rosyjskich załamały się jednak, a Micex, indeks moskiewskiej giełdy, stracił już od początku roku ponad 12 proc.
W Turcji ryzyko polityczne osłabiało przez wiele miesięcy narodową walutę lirę. Gdy jednak inwestorzy przyjęli, iż prezydent Recep Erdogan wygra referendum konstytucyjne 16 kwietnia i nie będzie przyspieszonych wyborów parlamentarnych, uznali, że ryzyko się zmniejszyło. A to przełożyło się na zwyżki na tureckiej giełdzie. Jej główny indeks BIST100 zyskał od początku roku ponad 16 proc.
Jak długo napięcia polityczne będą dyktować nastroje inwestorów? To oczywiście jest zależne od trudno przewidywalnych czynników, np. tego, jakie działania USA podejmą wobec Korei Północnej. Wielu analityków wskazuje jednak, że inwestorzy powinni za jakiś czas dostrzec lepsze perspektywy dla światowej gospodarki.
Dobry wpływ na rynki powinno również mieć pozytywne (w opinii inwestorów) rozstrzygnięcie nadchodzących wydarzeń politycznych, np. wynik francuskich wyborów.