Im dłużej trwa pandemia koronawirusa, tym kosztowniejsze są jej ekonomiczne skutki. I tym więcej państwo będzie musiało wydawać na wsparcie przedsiębiorstw, by przetrwały kryzys, ale także – na pomoc dla tych osób, którzy z dnia na dzień straciły źródła utrzymania. Kolejne więc wersje tarczy antykryzysowej muszą być coraz większe w realną pomoc materialną.

Blisko limitu
Pytanie, na jaką pomoc stać polskie państwo, tak by nie przyniosło to jednocześnie kryzysu finansowego i ryzyka bankructwa? – Moim zdaniem już obecnie znajdujemy się blisko limitu bezpieczeństwa – uważa Rafał Banecki, główny ekonomista ING Banku Polskiego. Szacuje on, że państwo będzie musiało pożyczyć ok. 150 mld zł, co przy słabym złotym zbliży nas do granicy dla zadłużenia wynoszącej zgodnie z zapisami i finansach publicznych 55 proc. PKB.
Co gorsza, jak ocenia Benecki, większość z owych 150 mld zł nowych potrzeb pożyczkowych, będzie efektem ubytków w dochodach kasy państwa – czyli ok. 100 mld zł, a tylko ok. 50 mld zł to realizacja pierwszej tarczy antykryzysowej.