Mieli doświadczenie w nadzorze bankowym, walce z korupcją i bojem o obniżenie inflacji. Ale także z zarządzaniem kryzysowym, którego uczyli się po inwazji Rosji na Krym i zajęciu terytoriów na południu i wschodzie kraju. Wtedy trzeba było robić wszystko, żeby rynkiem nie rządziła panika. Jednak z pełną wojną jeszcze się nie zetknęli.
Sierhieja Nikołajczuka, wiceprezesa ukraińskiego banku centralnego (BNU) 24 lutego 2022 obudził telefon matki. Była zagranicą i już wiedziała, że rosyjskie czołgi przekroczyły granicę jej kraju. „Nikołajczuk zerwał się wtedy z łóżka i popędził do banku” — pisze Bloomberg opisując sytuację finansową podczas prawie już 12. wojennych miesięcy. — Kłębiły mi się myśli w głowie. Z jednej strony bałem się o rodzinę, ale z drugiej strony czułem niesamowitą odpowiedzialność. Zrozumiałem, że stało się coś strasznego, ale za wszelką cenę musieliśmy utrzymać stabilność finansów państwa — mówił Bloombergowi Nikołajczuk. To wszystko w czasach, kiedy szefowie banków centralnych zmagali się z inflacją i groźbą recesji.