25 listopada deputowani zatwierdzili ustawę o przewalutowaniu 680 tysięcy kredytów dewizowych zaciągniętych od dziesięciu lat wstecz. To ogromna suma obliczana na 47 mld złotych.
Co więcej, banki wypłacą rekompensaty kredytobiorcom za podwójne oprocentowanie kredytów. Przy podpisywaniu umów ustalały bowiem stałe oprocentowanie kredytów (np. w wysokości 5 lub 6 procent). W kolejnym punkcie umawiały się na marżę w wysokości „0" procent, a po kilku miesiącach od zawarcia umowy kierowały do nieświadomych obywateli skromne wyjaśnienie, że „marża zostaje zmieniona np. na 6 procent". Ten proceder uznano na Węgrzech za niezgodny z prawem. „ Dzięki konwersji na forinty wysokość miesięcznej raty kredytu dla 350 tysięcy rodzin spadnie o jakieś 20-25 procent" – wyjaśniał w parlamencie minister gospodarki Mihaly Varga.
„To początek normalizacji systemu bankowego" – zapewnił „Rz" rzecznik frakcji parlamentarnej rządzącego „Fideszu" Bence Tuzson.
Węgrzy nie kryją jednak zaniepokojenia. „Kiedy braliśmy kredyty, kurs franka szwajcarskiego do forinta wynosił 1 : 160. W 2011 roku można było spłacić jednorazowo pożyczki po kursie 1 : 180. A teraz deputowani dogadali się z bankami i przerzucili koszt przewalutowania na barki obywateli ustalając rynkowy kurs od 16 lipca do 7 listopada br. Za franka przyjęto przelicznik 256,60 forintów a za euro 309 forintów. Dostaliśmy bombę z opóźnionym zapłonem, bo może się zdarzyć, że frank osłabnie a ryzyko kursowe zostało przerzucone na oprocentowanie kredytu – wyjaśnia „Rz" Zsolt Horvath uczestnik demonstracji w Budapeszcie.
Nadal niepewne jest bowiem oprocentowanie przewalutowanego kredytu. Nowelizacja zakłada, że oprocentowania nie będzie można zmieniać przez trzy następne lata ale większość niespłaconych kredytów to pożyczki długoterminowe – „Wpadliśmy w pułapkę. Zwroty będą niewielkie a po przewalutowaniu będziemy mieli do spłacenia więcej forintów niż obecnie. To strzał w kolano „ – niepokoi się Monika Nagy prawniczka Uniwersytetu Loranda Eotvosa w Budapeszcie.