W tragedii z połowy września ubiegłego roku, gdy 26-letni wtedy Łukasz Ż., jadąc 226 km/h volkswagenem arteonem, staranował osobowego forda focusa, zginął 37-letni ojciec rodziny, a matka i dzieci zostały ranne. Ciężkich obrażeń doznała także dziewczyna Ż.
Akt oskarżenia przeciwko Łukaszowi Ż. ma powstać do końca marca. Sprawa sześciu jego znajomych, którzy zacierali ślady i tworzyli mu fałszywe alibi, od kilku dni jest w sądzie. To jednak nie koniec. Śledczy są na tropie osób, które tuż po wypadku zorganizowały Łukaszowi Ż. ucieczkę do Niemiec.
– Potwierdzam, że nie jest to ostatnie słowo prokuratury w tej sprawie. Bierzemy pod uwagę działania jeszcze innych osób – przyznaje „Rzeczpospolitej” prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Ewakuacja Łukasza Ż. niczym szpiega z powieści Severskiego
Cofnijmy się w czasie. Do wypadku doszło ok. godz. 1.30 w nocy z soboty na niedzielę. Końcówkę szaleńczej jazdy i moment uderzenia w forda z czteroosobową rodziną w środku nagrali przejeżdżający kierowcy – co dla późniejszego śledztwa okazało się bezcenne, bo skala matactw otoczenia sprawcy zaskoczyła nawet prokuratorów.
W arteonie jechała dziewczyna Ż., Paulina, i jego znajomi: Adam K., Maciej O. i Sara S. Chwilę po wypadku cuprą formentor dojechał do nich jeszcze Kacper K. z pasażerami: Damianem J. i Mikołajem N. Ci ostatni podeszli do rozbitego arteona i z Maciejem O. popychali Łukasza Ż. w stronę zjazdu z trasy, krzycząc: „Sp….., uciekaj!”. Zarejestrowało to nagranie jednego ze świadków. Zaraz potem Łukasz zniknął. Co działo się z nim później?