Sytuacja Platformy Obywatelskiej się pogarsza. Ostatni tydzień zakończył się wyrzuceniem dwóch konserwatywnych posłów z partii, kolejny rozpoczął się odejściem znanej europosłanki Róży Thun, która nie mogła się pogodzić z polityką własnej partii dotyczącą głosowania nad ratyfikacją europejskiego Funduszu Odbudowy. Jeszcze pod koniec poprzedniego tygodnia Platformą wstrząsnął list podpisany przez ponad 50 posłów i senatorów Koalicji Obywatelskiej, którzy domagali się zmian w działaniu partii. Temu wszystkiemu towarzyszą coraz gorsze sondaże.
Według badania przeprowadzonego przez firmę United Surveys parę dni temu Platforma miała 12 proc. poparcia, a według CBOS (wyniki z poniedziałku) – 11 proc. Nawet jeśli partia kierowana przez Borysa Budkę jest o kilka punktów niedoszacowana, to oczywiste musi być, że te wyniki są dalekie od oczekiwań jej działaczy.
Dowiedz się więcej: Sondaż CBOS: Koalicja Obywatelska z najgorszym wynikiem w historii
Politycy PO pytani o okoliczności wyrzucenia dwóch konserwatystów, Pawła Zaleskiego oraz Ireneusza Rasia, przyznają, że nie był to dobry moment. – Ale w najbliższych miesiącach nie będzie dobrych momentów na takie ruchy. Wszystkie będą złe – przyznaje nieoficjalnie jeden z członków kierownictwa partii, wykazując się sporą dozą realizmu. – Musieliśmy postawić tamę szkodzeniu PO przez jej posłów – mówi. Podkreśla, że dowodem nielojalności wyrzuconych były np. wizyty w TVP Info, którą PO uważa za śmiertelnego wroga. A odejście Thun? – To cios – przyznaje.
W PO panuje przekonanie, że w tak trudnej sytuacji trzeba podejmować trudne decyzje. Lepiej to zrobić teraz, niż żeby miały się ciągnąć za partią później, gdy zacznie już wychodzić – jak mają nadzieję jej działacze – z sondażowego dołka.