Stojący na czele Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś miał zrezygnować z funkcji prezesa, zanim CBA wyda raport na temat nieprawidłowości w jego oświadczeniach majątkowych z lat 2015–2019. Nie była to jego decyzja, ale władz PiS, które dały mu na to czas do wtorkowego południa.
Według ustaleń „Rzeczpospolitej" sprawa miała być „przesądzona i ostateczna", na co wskazywały pojawiające się we wtorek „przecieki" do mediów. Jednak Banaś – według naszych rozmówców – niespodziewanie się postawił. Miał oznajmić, że nie odejdzie ze stanowiska, bo nie ma sobie nic do zarzucenia. Zaczął też przygotowywać sobie grunt do obrony – to m.in. ekspertyzy prawne, z których ma wynikać, że nie popełnił błędu, nie wpisując do oświadczenia majątkowego informacji o zabezpieczeniu kredytu na hipotece kamienicy przy Krasickiego 24 w Krakowie – chodzi o 2,6 mln zł kredytu, jakiego bank udzielił firmie jego syna.
Czytaj także: Prezes NIK ciąży rządzącym
Szef NIK jest praktycznie nieusuwalny – Sejm może go odwołać tylko wtedy, gdy sam zrzeknie się stanowiska lub uzna, że stał się trwale niezdolny do pełnienia obowiązków wskutek choroby. Odwołać go można, jeśli został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnienie przestępstwa, złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, co musi być potwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu. Jest jeszcze jedna możliwość: gdy Trybunał Stanu orzeknie w stosunku do niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych.
Wobec Banasia nie wysunięto dotychczas nawet zarzutów karnych. Obciążają go jednak niejasne kontakty z osobami z półświatka, które od 2014 r. dzierżawiły należącą do niego kamienicę w Krakowie (dopiero 17 sierpnia tego roku Banaś jako kandydat PiS na prezesa NIK sprzedał ją spółce z Nowego Sącza). Szokujący materiał ujawnił „Superwizjer" TVN. Jak na prezesa Najwyższej Izby Kontroli, która patrzy na ręce i wydatki wszystkich instytucji państwa, to fakt trudny do obrony.