Różne są pasje: według św. Mateusza i św. Jana, skomponowane przez Bacha, film „Pasja" w reżyserii Mela Gibsona, pasja szewska, twórcza, miłosna. W Polsce, dodatkowo, jest jeszcze pasja grillowania.
Długi majowy weekend to początek sezonu grillowego. W tych dniach (i tak już pozostanie do października) z przydomowych ogródków, terenów rekreacyjnych, działek, z balkonów w wielkomiejskich blokach wznoszą się ku niebu wonie przypiekanych kaszanek, kiełbasek śląskich, karkówek, żeberek, antrykotów, szaszłyków, skrzydełek i piersi kurzęczych (terminologia według Pawlaka z „Samych swoich"). Grillują siwowłosi i gołowąsy, obie płcie, biedni i bogaci.
Grillowali już jaskiniowcy w epoce lodowej – mięsiwo układali na rozgrzanych kamieniach. 7700 lat temu w Holandii, nad rzeką Tjonger, miała miejsce uczta: myśliwi upolowali tura, na miejscu odcięli nogi i wyssali z kości szpik. Następnie nacięli skórę, wycięli mięso, połcie zanieśli do obozowiska w sąsiedztwie. Nim oddalili się od miejsca, w którym upolowali tura, rozpalili ognisko, upiekli żebra i zjedli je (odkrył to prof. Wietske Prummel z Uniwersytetu w Groningen). Pozazdrościć takich grillów.
Polska rozpoczęła grillowanie jak długa i szeroka w latach 80., zapatrzyliśmy się wtedy na Amerykę i jej ogrodowe party, czyli barbecue.
Ćwierć wieku temu grill był miską na nóżkach z drucianą kratką. Ale dziś więcej jest modeli grillów niż modeli aut, niektóre to prawdziwe rolls-royce'y za kilka tysięcy złotych. Grille instalują sobie właściciele jachtów na Mazurach (naśladują w tym właścicieli jachtów na Morzu Śródziemnym).