Niektórzy opozycjoniści przewidywali upadek rządzącego od trzech dekad dyktatora już w sobotę. Wtedy do rozpoczętych w grudniu protestów dołączyła się najsilniejsza opozycyjna partia, religijna Umma, której przywódca sędziwy Sadik al-Mahdi wcześniej unikał jednoznacznego opowiedzenia się przeciw Baszirowi. Wtedy też wysocy rangą wojskowi zaczęli rozmawiać z protestującymi.
W czwartek nad ranem państwowe radio i telewizja wstrzymały nadawanie i zapowiedziały komunikat armii.
Media, w tym prestiżowy portal „Sudan Tribune” (redagowany w Europie), podają, że doszło do zamachu stanu. Po stronie zamachowców ma być pierwszy wiceprezydent Awad ibn Auf, zarazem generał. Według portalu „Al-Arabija” to on stanie teraz na czele tymczasowej rady rządzącej krajem. Wielu innych bliskich współpracowników Baszira zostało zatrzymanych przez wojsko.
Jednak, jak mówi „Rzeczpospolitej” analityk i politolog sudański Nagmeldin Karamalla, liderzy protestów nie akceptują kandydatury Awada ibn Aufa. - To jest człowiek reżimu, jeżeli on miałby rządzić, to nic by się nie zmieniło – podkreśla.
Opozycja zagroziła dalszymi protestami i zaproponowała, by na czele rady stanął inny generał, niezwiązany tak blisko z reżimem Abd al-Fatah Barhun. Miała ich poprzeć część wojskowych. To prawdopodobnie on wystąpi za chwilę z przemówieniem do narodu.