Maciej Sadowski: Nie zwlekać z wprowadzeniem produktu, technologia nie śpi

Polscy start-upowcy często wpadają w pułapkę: nie chcą wypuścić świetnego produktu, więc ulepszają go, aż w końcu Chiny wyprodukują coś podobnego i tańszego – uważa Maciej Sadowski, współzałożyciel StartUp Hub Poland, wspierającego międzynarodowe zespoły rozpoczynające i poszerzające działalność w Polsce.

Publikacja: 16.08.2024 07:29

Maciej Sadowski

Maciej Sadowski

Foto: mat.pras.

Jest pan członkiem kapituły konkursu „Rzeczpospolitej” dla młodych wynalazców. Jakie cechy polskich innowatorów uważa pan za największe zalety, pozwalające im konkurować z kolegami po fachu z innych krajów?

Polska przez wiele lat pozostawała w tyle ze względu na lata gospodarczego zapóźnienia w czasach PRL-u. Jednak już od ponad trzech dekad zyskujemy. Głównie nowe talenty – świetnych inżynierów i pomysłodawców, którzy tworzą rewelacyjne projekty, a którym bardzo pomógł zastrzyk unijnych pieniędzy. Polska – ze swoimi otwartymi granicami, bliskością Berlina, Londynu, Sztokholmu czy Tel Awiwu – może wkrótce dołączyć do klubu najbardziej atrakcyjnych pod tym względem krajów świata. Dzięki europejskiej jurysdykcji start-upy i inwestorzy korzystają z prawnej standaryzacji, a co więcej – mogą bronić się przed niekorzystnymi decyzjami państwa nie tylko przed polskimi sądami, ale też unijnymi trybunałami. Wzrasta poziom ochrony innowacyjnych biznesów, co sprawia, że amerykańscy i azjatyccy inwestorzy zaczynają spoglądać przychylnym okiem na innowatorów, jako na cele inwestycyjne. I nie mówię wyłącznie o Polakach, ale też warszawiakach czy krakowianach pochodzących z Białorusi, Ukrainy czy krajów Azji Środkowej.

Do Polski zaprasza się głównie tych doświadczonych, czy młodych zdolnych, którzy tutaj zaczynają odnosić pierwsze duże sukcesy?

Z zagranicy młodych ściągają głównie uniwersytety, którym zależy na zachowaniu swojej siły i wielkości, co bez napływu studentów mogłoby być trudne ze względu na niż demograficzny w Polsce. Dzięki temu możemy pochwalić się intelektualną różnorodnością i obecnością osób z różnym doświadczeniem. Dolina Krzemowa też tworzona była przez ludzi pochodzących „z zewsząd”; nawet dzisiaj widać, że działają w niej m.in. Tajwańczycy, Hindusi i Europejczycy. Poza młodą, dynamiczną kadrą mamy w Polsce także technologiczne i menedżerskie talenty, a także już działające prężnie spółki, takie jak choćby Znany Lekarz, Booksy, Eobuwie czy ElevenLabs – choć zarejestrowaną w Nowym Jorku, to dowodzoną przez Polaków. Do Polski coraz szerszym strumieniem płynie zagraniczny kapitał i środki unijne, sami staliśmy się zresztą zamożniejsi, więcej inwestujemy w start-upy, a przez inwestorów z Azji czy Stanów coraz częściej postrzegani jesteśmy jako bezpieczne gospodarczo i prawnie państwo UE. Poza tym w Polsce wciąż jest bardzo tanio. Rozwinięcie prototypu urządzenia technologicznego w Warszawie wymaga kilkakrotnie mniej nakładów niż na przykład w Bostonie. A to oznacza, że rozwijający się u nas start-up – za te same pieniądze – może sprawdzić o wiele więcej hipotez technologii, przeprowadzić więcej eksperymentów i w efekcie rozwinąć produkt taniej, niż zrobiłby to podobny projekt w USA. To nasza wielka przewaga. Działający u nas młodzi ludzie wolni są też od mentalnego ciężaru „ubogich krewnych” – to pokolenie, które jeździło na Erasmusa, zna języki i nie ma kompleksów. Tęsknię więc za przyszłością, w której Polska będzie generowała nie jeden dobry start-up raz na dwa lata, ale sześć superspółek technologicznych rocznie.

Co mamy zrobić, żeby dojść do takiego etapu?

W Polsce na pewno dobrze rozwinięte jest środowisko wsparcia, które nazywamy ekosystemem start-upowym. To „światek”, w którym spotykają się początkujący innowatorzy, „aniołowie biznesu”, eksperci, inżynierowie, naukowcy, brokerzy technologii, przedstawiciele specjalistycznych NGO-sów. W kwadrans jesteśmy w stanie skontaktować inwestorkę z Krakowa z twórcą start-upu z Gdańska – i nawigować ich współpracą tak, żeby przerodziła się w coś trwałego. Ciągle brakuje nam jednak dużych funduszy, zawodowo i profesjonalnie inwestujących tylko w start-upy. Fakt, że na polskim rynku ich nie ma, powoduje, że nie mamy możliwości weryfikowania setek projektów rocznie, a tym samym – na koncie Polski wciąż mało jest spektakularnych sukcesów. Choć tutaj nie chodzi tylko o pieniądze, bo gdyby nawet Unia przekazała nam ich cztery razy więcej niż teraz, to jeszcze nie znaczy, że nasza sytuacja by się poprawiła. Te transfery muszą być „podszyte” doświadczeniem, bo tzw. smart money powinny „pchnąć” start-up we właściwym kierunku, pomóc mu zdobyć klientów np. ze Stanów, uniknąć niepotrzebnych ruchów i skoncentrować się na tym, co ważne. Polscy start-upowcy, głównie ci wywodzący się z uczelni, wpadają często w pułapkę, w której nie chcą „wypuścić” świetnego już produktu, bo uważają, że wciąż muszą go ulepszać. Kolejne miesiące poświęcają na usprawnienia, podczas gdy amerykański inwestor powiedziałby im: wchodźcie na rynek z tym, co macie, klienci będą zadowoleni, bo to świetny pomysł, nawet jeśli nie będzie od razu idealny. Bez tej mobilizacji, przewodnictwa bardziej doświadczonych inwestorów, niejeden Polak przez kolejne pięć lat będzie próbował udoskonalić to, co już jest wystarczająco dobre. Aż w końcu Chiny wypuszczą na rynek coś podobnego i tańszego. Technologia nie śpi, trzeba więc działać bardzo szybko. Poza tym Polacy mają awersję do ryzyka, uważają, że jeśli ich przedsiębiorstwo dobrze działa na poziomie powiatu czy województwa, albo nawet kraju, to nie muszą już bardziej go rozwijać. Ten konserwatyzm wynika oczywiście z doświadczenia biedy i niedostatku, bo nawet jeśli sami ich nie odczuliśmy, znamy je z rodzinnych opowieści. A start-upowcy powinni być napastnikami, a nie tylko stać na bramce i pilnować, żeby ktoś nie strzelił nam gola. Barierą jest też ciężar prowadzenia biznesu, fakt, że kontakt z urzędnikiem wciąż bywa trudny. Do rangi blokujących działania błędów urastają często kwestie, które np. w Stanach da się załatwić bez problemu. Jeśli tego nie zmienimy, trudno będzie skutecznie zachęcać inwestorów do satysfakcjonującej nas aktywności w naszym kraju.

Czytaj więcej

Polskie patenty są na fali. Młodzi wynalazcy w konkursie "Rzeczpospolitej"

W Polsce działa wiele międzynarodowych firm. To od nich możemy dostać wsparcie?

Niestety zagraniczne korporacje, których siedziby zlokalizowane są w Warszawie nie są ośrodkami decyzyjnymi. Wszystko dzieje się tam, gdzie są ich centrale – w Londynie, Paryżu, Nowym Jorku. W naszej stolicy prężnie działają firmy serwisowo-sprzedażowe, których zadaniem nie jest poszukiwanie talentów czy nowych technologii. Gdyby ich autonomia była większa, to i nam byłoby łatwiej. Na początek start-upy nie potrzebują bowiem wiele – wystarczy sprawdzić, czy ich rozwiązanie działa u jednego klienta korporacyjnego i wprowadzić w życie to, co przekazał w informacji zwrotnej. Do tego nie potrzeba mnóstwa pieniędzy, po stronie korporacji potrzebna jest za to mentalność eksperymentatora.

A w jakich dziedzinach to inni mogliby się uczyć od nas?

Świetnie działają u nas uczelnie rolnicze, agrotechniczne, przyrodnicze. To sektor, o którym rzadko się mówi, a mamy świetne kadry. Rozwijamy technologie energetyczne i te związane z zieloną transformacją, znamy się na IT, bo uczelnie od dekad świetnie uczą matematyki i informatyki. Rozwijają się też technologie medyczne, bo Polska niestety mało wydaje na służbę zdrowia, więc w tym sektorze czuć potrzebę innowacji. Co ciekawe, na popularności zyskują też technologie podwójnego użycia, pozwalające na produkcję towarów, które w „pierwszym wcieleniu” mogą być np. nowym radarem, a po „przekształceniu” – radarem wojskowym.

Jak rozpoznać, które pomysły mają szansę wypalić, a które nie, mimo że stanowią odpowiedź na potrzebę rynku? Rządzi intuicja czy „tabelka”?

Im wcześniejszy etap rozwoju, tym bardziej liczy się intuicja, choć „tabeli” też nie można wyrzucić przez okno. Intuicji – rozumianej przeze mnie jako suma doświadczeń – warto zaufać, ale jednocześnie neutralizować czerwone flagi. Start-upy i nowe technologie są trochę jak dzieła sztuki: nigdy nie wiadomo, czy któreś z nich nie okażą się cenne, nie wiemy, czy któryś nie jest aby drugim van Goghiem i nie mamy w Excelu formuły, którą dałoby się to sprawdzić. Po 12 latach działania w Hubie mam coraz silniejsze poczucie, że branża start-upów to bardziej dyscyplina sztuki niż matematyczne rzemiosło. Oczywiście na dalszych etapach ich rozwoju, kiedy stają się coraz większymi przedsiębiorstwami, coraz częściej „przykładamy” do nich metryki finansowe; oceniamy, jaki jest ich przychód, tempo zwiększania sprzedaży, jakie koszty ponoszą, jakiego opodatkowania wymagają. Stosujemy wszystkie elementy oceny ekonometrycznej. Błysk geniuszu i pomysłowość – choć potrzebne też później – na początku są wszystkim. Raczkujący start-up to w 90 procentach energia zaangażowanych w niego ludzi.

Czytaj więcej

Promujemy młodych wynalazców. Rusza konkurs Młody Wynalazca "Rzeczpospolitej"

Jest pan członkiem kapituły konkursu „Rzeczpospolitej” dla młodych wynalazców. Jakie cechy polskich innowatorów uważa pan za największe zalety, pozwalające im konkurować z kolegami po fachu z innych krajów?

Polska przez wiele lat pozostawała w tyle ze względu na lata gospodarczego zapóźnienia w czasach PRL-u. Jednak już od ponad trzech dekad zyskujemy. Głównie nowe talenty – świetnych inżynierów i pomysłodawców, którzy tworzą rewelacyjne projekty, a którym bardzo pomógł zastrzyk unijnych pieniędzy. Polska – ze swoimi otwartymi granicami, bliskością Berlina, Londynu, Sztokholmu czy Tel Awiwu – może wkrótce dołączyć do klubu najbardziej atrakcyjnych pod tym względem krajów świata. Dzięki europejskiej jurysdykcji start-upy i inwestorzy korzystają z prawnej standaryzacji, a co więcej – mogą bronić się przed niekorzystnymi decyzjami państwa nie tylko przed polskimi sądami, ale też unijnymi trybunałami. Wzrasta poziom ochrony innowacyjnych biznesów, co sprawia, że amerykańscy i azjatyccy inwestorzy zaczynają spoglądać przychylnym okiem na innowatorów, jako na cele inwestycyjne. I nie mówię wyłącznie o Polakach, ale też warszawiakach czy krakowianach pochodzących z Białorusi, Ukrainy czy krajów Azji Środkowej.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Absolwenci KSSiP w zawieszeniu, bo pominięto ich przy nominacjach
Nieruchomości
Ogródki działkowe nie zostaną zlikwidowane. Resort zmienia przepisy
W sądzie i w urzędzie
Pupil w KROPiK. Nowy obowiązek dla posiadaczy psów i kotów
Prawo karne
Jest kluczowa opinia ws. wypadku na S8, którą jechała sędzia Gersdorf
Prawo karne
"Frog", najbardziej znany polski pirat drogowy, ścigany listem gończym
Nieruchomości
Myśliwi kontra właściciele gruntów. Rząd chce chronić prawo własności