Na początku roku wysłał Pan do mediów informację o tym, że czują się Państwo zawiedzeni.
Bogusław Olawski: Zawiedzeni to mało powiedziane, czujemy się oszukani. I to po raz kolejny. Nie potrafię policzyć, ile razy słyszeliśmy na różnych spotkaniach od przedstawicieli ministerstwa zdrowia, że wreszcie pochylą się nad losem pacjentów z rakiem prostaty. Pamiętamy zapewnienia ministra Szumowskiego, że „bez pacjentów istnienie Ministerstwa Zdrowia nie ma sensu”, czy wiceministra Marcina Czecha, że „pacjenci są w sercu polityki lekowej”. Dziś coraz trudniej nam uwierzyć w te deklaracje. Fakty są takie, że obecnie polscy pacjenci z zaawansowanym rakiem prostaty mają w refundacji tylko jeden, nowoczesny lek przed chemioterapią, który jest skuteczny tylko u części chorych.
Jak wyglądały Państwa wcześniejsze interwencje w sprawie programu lekowego?
Pisaliśmy listy otwarte, apele, pytaliśmy podczas oficjalnych spotkań takich jak „Dialog dla Zdrowia” czy posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Onkologii lub Parlamentarnego Zespołu ds. Praw Pacjentów, prosiliśmy o pomoc posłów i senatorów, którzy potem wysyłali w naszym imieniu interpelacje i zapytania, prosiliśmy ekspertów medycznych, którzy nie mieli wątpliwości, że program lekowy w obowiązującym kształcie jest ułomny. Kiedy w sierpniu ubiegłego roku uczestniczyłem w posiedzeniu Rady Przejrzystości AOTMiT, po którym prezes Agencji wydał pozytywną rekomendację w sprawie poszerzenia wachlarza leczenia pacjentów z rakiem stercza przed chemioterapią o enzalutamid, myśleliśmy, że jeśli nie na wrześniowej, to już na pewno na listopadowej liście, znajdzie się ten lek, co nie tylko złamie monopol jednego producenta, ale przede wszystkim pozwoli na skuteczne leczenie tym osobom, które z różnych powodów nie mogły przyjmować jedynego leku będącego dotąd w programie. Niestety nic takiego się nie stało.
Jest Pan przedstawicielem i głosem pacjentów. Jak reagują na tę sytuację osoby bezpośrednio zainteresowane?