Cień wątpliwości na tezę, jakoby polskie firmy miały problem ze znalezieniem pracowników, rzucały w ostatnich miesiącach dane dotyczące zatrudnienia. W marcu w sektorze przedsiębiorstw zwiększyło się ono o 16 tys. W historii danych GUS tylko raz zatrudnienie w tym miesiącu zwiększyło się bardziej: w trakcie boomu gospodarczego w 2007 r., gdy stopa bezrobocia rejestrowanego przekraczała 14 proc. (dziś wynosi niespełna 6 proc.).
Także luty był pod tym względem bardzo udany: zatrudnienie zwiększyło się o 10 tys. osób, w porównaniu z 7 tys. miesięcznie średnio w minionych trzech latach. W kwietniu jednak liczba pracujących w sektorze przedsiębiorstw nieco nawet zmalała (o około 2 tys.). W ujęciu rok do roku zatrudnienie zwiększyło się o 2,9 proc., po 3 proc. w marcu. W ocenie ekonomistów Banku Ochrony Środowiska, zwycięzców konkursu prognostycznego „Parkietu" w latach 2017 i 2018, pod koniec roku dynamika zatrudnienia znajdzie się w okolicy 2 proc. rok do roku.
Inflacyjny dopalacz
Andrzej Kubisiak, ekspert ds. rynku pracy w Polskim Instytucie Ekonomicznym, zwraca uwagę, że oprócz niedoboru rąk do pracy wzrost wynagrodzeń napędzać może przyspieszająca inflacja. W kwietniu wyniosła ona 2,2 proc. rok do roku, w porównaniu z 1,7 proc. w marcu i zaledwie 1,2 proc. w lutym. – Za tę sytuację odpowiadają przede wszystkim zmiany cen produktów pierwszej potrzeby, a więc żywności, paliwa czy energii. Taki wzrost inflacji konsumenci odczuwają w portfelach, a będąc też pracownikami, mogą za sprawą narastania presji płacowej zapoczątkować tzw. efekt drugiej rundy – tłumaczy Kubisiak.
Z drugiej strony wzrost płac nawet na dotychczasowym poziomie może skłaniać firmy do podwyższania cen produktów i usług, aby zahamować spadek marż, który w ub.r. przyczynił się do pierwszego od 2013 r. spadku wyników netto polskich firm (więcej pisaliśmy o tym w poniedziałkowej „Rz"). Ekonomiści podkreślają jednak, że choć koszty pracy są dla firm coraz większym ciężarem, to zarazem ich wzrost działa stabilizująco na popyt. Dobra sytuacja dochodowa gospodarstw domowych napędza bowiem wzrost wydatków konsumpcyjnych, a to z kolei jest jedną z przyczyn odporności polskiej gospodarki na spowolnienie w zachodniej Europie.
Korzystają prawie wszyscy zatrudnieni
Wynagrodzenia w górnictwie węgla w I kwartale były aż o 21,5 proc. wyższe niż rok wcześniej – wynika z danych GUS. Ta branża jest liderem pod względem tegorocznego wzrostu płac, ale o solidnych podwyżkach można mówić praktycznie we wszystkich sektorach. Poza górnictwem zarobki rosną najszybciej – o ponad 8 proc. – także w handlu detalicznym, w firmach administrujących (np. sprzątających i ochroniarskich, choć tam wciąż poziom płac, podobnie jak w handlu detalicznym, nie przekracza 4 tys. zł brutto na miesiąc), budownictwie mieszkaniowych czy niektórych firmach przemysłowych (np. produkujących pochodne ropy naftowej, wyroby z tworzyw sztucznych, farmaceutyki czy meble). Wyjątkiem na rynku – wynika z danych GUS – jest branża energetyczne, gdzie płace w I kwartale tego roku zwiększyły się tylko o 1,2 proc. Co będzie się działo w kolejnych miesiącach? Z badań Work Service wynika, że 27 proc. firm planuje zwiększenie wynagrodzeń w kolejnym kwartale, a 66 proc. chce utrzymać zarobki na dotychczasowym poziomie. Tych planujących podwyżki jest stosunkowo sporo, ale ich liczba jest dosyć stabilna, co wskazuje na to, że wzrost płac nie będzie przyspieszał. Z kolei aż 60 proc. pracowników oczekuje podwyżek płac. Najwięcej optymistów w tym zakresie jest wśród osób zarabiających 2000–2999 zł, czyli na poziomie równym lub niewiele przewyższającym płacę minimalną.