18 grudnia 2017 r. uchyliłem postanowienie prokuratury o umorzeniu postępowania i nakazałem kontynuować postępowanie przygotowawcze.
Analizując dokładnie akta, nabrałem podejrzeń, że niektórzy zeznający w sprawie świadkowie składali fałszywe zeznania. Złożyłem w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.
Po trzech latach postawiono mi w tej sprawie trzy zarzuty: nadużycie władzy; ujawnienie informacji ze śledztwa i naruszenie tajemnicy postępowania przygotowawczego.
A ujawnił je pan?
Tam żadnej tajemnicy nie było. Przed rozpoczęciem posiedzenia dziennikarze obecni na sali złożyli wniosek o zgodę na nagrywanie posiedzenia i udział w nim. Zapytałem pełnomocników posłów i prokuratora o stanowisko w sprawie wniosku dziennikarzy, a ci decyzję pozostawili do uznania sądu. Prokurator nie zgłosił sprzeciwu. W takiej sytuacji dopuściłem jawność posiedzenia. Sądowi pozwala na to wprost art. 95b § 1 kodeksu postępowania karnego, który stanowi, że prezes sądu lub sam sędzia może zdecydować o tym, że posiedzenie, które co do zasady jest niejawne, może się odbyć w trybie jawnym. To uznaniowa decyzja sądu. I taką decyzję podjąłem. Podkreślę jeszcze raz: zrobiłem to zgodnie z prawem.
Skoro sytuacja jest oczywista, a brak sprzeciwu prokuratora w sprawie udziału mediów w posiedzeniu znajduje poparcie w protokole z posiedzenia, to może wystarczy je pokazać w prokuraturze i będzie po sprawie?
To nie jest takie proste. Z postawieniem zarzutów prokuratura zwlekała trzy lata. Myślę, że nieprzypadkowo. Podejrzewam,mże szukano czegoś na mnie, a kiedy nie znaleziono, wykorzystano sprawęmbez sensu ale, zdaniem prokuratury, z punktem zaczepienia. Przed prokuratorem się nie stawię. Jestem konsekwentny. Gdybym to zrobił, to pośrednio uznałbym decyzjęntzw. Izby Dyscyplinarnej, a jej nie uznaję. Powody są znane.
To może lepiej było nie wpuszczać dziennikarzy na salę rozpraw i miałby pan dzisiaj spokój?
Niczego nie żałuję. W tej sprawie chodziło o istotne kwestie dla obywateli, a mnie od zawsze uczono, że sądy muszą być transparentne. Prawa nie złamałem. Pokazałem tylko, że król jest nagi.
Jeśli nie stawi się pan przed prokuratorem, to może pan zostać do niego doprowadzony. Liczy się pan z tym?
Wierzę, że sędziowie nie są nadzwyczajną kastą, a „niezależny" prokurator udowodni, że ma cojones i potraktuje mnie tak jak każdego obywatela.
A bierze pan pod uwagę, że w tej sprawie może zapaść wyrok skazujący? To byłby koniec pana zawodowej kariery.
Na razie wierzę w sądy powszechne i uczciwe procesy. Jestem przekonany, że każdy prawnik potrafi prawidłowo ocenić sytuację i nie podzieli opinii prokuratury. Ale skoro pani pyta, czy liczę się z każdym rozstrzygnięciem, to odpowiadam: tak, liczę się.
Obok sprawy karnej, która pana czeka, ma pan też na swoim koncie kilka postępowań przed rzecznikiem dyscyplinarnym sędziów sądów powszechnych i jego zastępcami. Ile ich jest?
Nie jestem pewien, bo nikt mnie o nich na bieżąco nie informuje. Ale chyba siedem. O części dowiaduję się zresztą z mediów.
A jakieś kary już zapadły?
Z tego, co wiem, to nie zapadły żadne kary.