Od 22 października obserwujemy wściekłość tysięcy ludzi, którzy protestują na ulicach przeciw potraktowaniu kobiet przedmiotowo, odebraniu im prawa do decydowania o swym życiu. Przyczyną jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdza, że prawo do przerwania ciąży, gdy badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, zapisane w art. 4a ust. 1 pkt 2 ustawy z 7 stycznia 1993 r. o planowaniu rodziny (...), jest niezgodne z art. 38 w związku z art. 30, w związku z art. 31 ust. 3 konstytucji.
Determinacja protestujących zasługuje na podkreślenie w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego. Pewien minister obecnego rządu, krytykując protesty, zastanawiał się, co trzeba mieć w głowie, by w czasie pandemii zajmować się aborcją. Przenikliwość nie jest chyba jego mocną stroną. Po odpowiedź powinien zgłosić się na Żoliborz.
Czytaj też: Gdy dochodzi do aborcji, winni są wszyscy, oprócz kobiety
Chętnie dowiedzielibyśmy się, czemu właśnie teraz, w zaostrzającej się pandemii i przy kolejnych ograniczeniach, Trybunał zajął się sprawą aborcji. Liczono na uniknięcie protestów? A może na odwrócenie uwagi od braku strategii rządu do walki z pandemią?
Z punktu widzenia prawnika wyrok TK jest wadliwy zarówno formalnie, jak i merytorycznie. Pięć lat temu toczyły się spory o powołanie do Trybunału nowych osób zamiast sędziów wybranych przez poprzedni Sejm, których zaprzysiężenia odmówił prezydent. Tak do TK weszły osoby, o których utarło się mówić „dublerzy", dla podkreślenia ich braku umocowania do sprawowania funkcji sędziego. Broniąc prawidłowości wyboru sędziów przez poprzedni Sejm i oczekując ich zaprzysiężenia przez prezydenta, mówiliśmy wtedy, jak ważny jest Trybunał w systemie trójpodziału władzy. Dziś boleśnie przekonujemy się o prawdziwości ówczesnych obaw i zastrzeżeń. 22 października TK, w którego składzie zasiadło trzech dublerów, orzekł o niekonstytucyjności prawa do przerywania ciąży embriopatologicznej. Znaczy to, że orzeczenie nie istnieje, podobnie jak inne wydane z udziałem choćby jednego dublera.