Niemcy to nasz najważniejszy partner w Unii?
Na pewno najważniejszy partner gospodarczy, a także ważny partner polityczny. Tam, gdzie się różnimy – potrafimy rozmawiać, wypracowując kompromis na forum Unii Europejskiej.
Do jakiego stopnia możemy współdziałać z Niemcami w Unii?
Mamy w wielu punktach podobne wizje integracji europejskiej, zwłaszcza jeśli chodzi o jedność Wspólnoty czy odrzucenie Europy wielu prędkości. Fundamentalną rzeczą, wspólną dla obu państw, jest też wspólny rynek, jego cztery swobody, wolna konkurencja, zdrowe podstawy gospodarcze. Niemcy nie chcą też dopłacać do tych, którzy wymagają reform. Chcemy poszerzać wspólny rynek, np. względem usług cyfrowych. Innym obszarem wspólnego zainteresowania jest polityka wobec naszych sąsiadów na Wschodzie.
A Nord Stream 2?
W tym wypadku się różnimy. Naszym zdaniem Nord Stream 2 nie poprawia bezpieczeństwa energetycznego UE i stawia Ukrainę w trudnej sytuacji.
Skoro zasadniczo podoba się nam niemiecka wizja integracji, to chyba cieszymy się, że Emmanuel Macron nie zdołał przekonać Niemiec do swojej koncepcji reformy Unii?
Cieszymy się, że nie doszło do podzielenia Europy na różne prędkości!
Więc powtórzyłby pan za Radosławem Sikorskim, że obawia się pan bezczynności Niemiec?
Nie. Powiedziałbym raczej, że obawiałbym się przede wszystkim braku aktywności Polski na polu realizacji interesu narodowego. Ale chwilowo nam to nie grozi!
Niemcy są dla nas ważniejsze od Grupy Wyszehradzkiej?
Uwarunkowania historyczne doprowadziły do bardzo dobrej współpracy w Grupie Wyszehradzkiej, czy szerzej – w Europie Środkowej. My, państwa bałtyckie oraz Rumunia podobnie postrzegamy zagrożenia. Gospodarczo jesteśmy słabiej rozwiniętymi państwami niż średnia Unii, mamy więc podobne interesy i zależy nam na unijnym wsparciu dla rozwoju. No i bliskość kulturowa: dobrze się ze sobą czujemy.
Tak dalece ufamy Niemcom, że nie obawialibyśmy się, iż staną się pierwszą potęgą wojskową Unii, gdyby – jak chce Donald Trump – zaczęły wydawać 2 proc. PKB na obronę, jakieś 80 mld dol. rocznie?
Niemcy są państwem demokratycznym, zerwały z przeszłością. Gdyby przeznaczyły 2 proc. PKB na obronę, wzmocniłyby siły całego NATO, Unii i poczucie bezpieczeństwa samej Polski. Przyjęlibyśmy to z zadowoleniem.
Wtedy nie musielibyśmy już tak polegać na Ameryce jak obecnie?
Zwiększenie potencjału obronnego Niemiec nie jest alternatywą dla zaangażowania sił amerykańskich w NATO, lecz tego pożądanym uzupełnieniem. Zrównoważenie sił zbrojnych Rosji, zarówno konwencjonalnych, jak i nuklearnych, wymaga obecności USA w Europie.
A może po prostu moglibyśmy przyjąć w Polsce Fort Merkel zamiast czy też obok Fortu Trump?
Niemcy są obecni w Szczecinie w ramach Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego. Zwiększenie zdolności obronnych Niemiec mogłoby umożliwić przesunięcie na wschodnią flankę NATO części Fortu Trump, który w sile z 37 tys. amerykańskich żołnierzy znajduje się na terytorium tego kraju. Wobec utrzymującego się zagrożenia ze strony Rosji byłoby to ze wszech miar uzasadnione.
Możemy dojść do punktu, w którym będziemy musieli wybrać między sojuszem z Ameryką i z Niemcami?
Nie ma takiego wyboru. Opowiadamy się za utrzymaniem silnych relacji transatlantyckich, ponieważ uważamy, że tylko USA są na tyle silne, aby skutecznie odstraszyć zagrożenie ze wschodu. Niemcy – nawet przy zwiększonych wydatkach na obronę i współdziałaniu z Francją w Europie – temu zagrożeniu nie podołają.
Czy to nie ogranicza jednak z góry roli Unii, pozbawia ją na przyszłość możliwości rozwoju wspólnej polityki zagranicznej i obronnej?
Opowiadamy się za umocnieniem wspólnej polityki zagranicznej i obronnej, większymi wydatkami na zbrojenia i zwiększeniem potencjału wojskowego państw członkowskich. Celem tego nie jest jednak zastąpienie NATO, lecz jego uzupełnienie.
Unię rozdzierają partykularne interesy krajów członkowskich. Grozi jej rozpad, jeśli nie przekształci się w federację?
Państwa członkowskie wiedzą, że integracja europejska przynosi im wymierne korzyści, że razem znaczą więcej. Zarazem nie godzą się na przekazanie swojej suwerenności na rzecz UE. Dążenie do przekształcenia UE w federację poprzez narzucenie woli państw dużych państwom mniejszym byłoby dla UE poważnym zagrożeniem.
Spór o regulacje migracyjne zatruwa od 2015 r. nasze stosunki z innymi krajami Unii, szczególnie Niemcami.
Nie podzielam tej opinii. W sprawie migracji osiągnęliśmy w UE dobry kompromis, odchodząc od idei przymusowych relokacji. Skutecznie chronimy granicę zewnętrzną Unii, na mocy porozumienia o readmisji przyjmujemy osoby od naszego zachodniego sąsiada, którym odmówiono statusu uchodźcy. Działamy na rzecz likwidacji przyczyn migracji i ochrony granic zewnętrznych UE, umacniamy Frontex. Polska jest też państwem, które przyjmuje największą liczbę legalnych migrantów w całej UE.
Brexitu da się jeszcze uniknąć?
Wybór brytyjskich posłów do Parlamentu Europejskiego będzie też istotnym czynnikiem. Wyrażona w referendum wola opuszczenia UE była podyktowana poczuciem braku wpływu Brytyjczyków na unijne procesy decyzyjne i utratą wiary w możliwość jej zreformowania. Ważnym czynnikiem była też presja migracyjna, która dzisiaj zelżała. Gdy UE podejmie właściwe reformy, za czym opowiada się także Polska, a instytucje unijne zaczną szanować zdanie państw członkowskich, może powstać nowa sytuacja. Theresa May twierdzi, że albo nastąpi brexit na podstawie wynegocjowanej umowy, albo nie będzie go wcale. Zgadzam się, że brexit bezumowny to najgorszy scenariusz, którego powinniśmy za wszelką cenę uniknąć.
Polska mogłaby się opowiedzieć za zwołaniem konferencji międzyrządowej, otwarciem traktatów?
Sposób funkcjonowania UE można poprawić, zmieniając praktykę działania, a nie zmieniając traktatów.
73 procent Ukraińców postawiło na komika bez doświadczenia politycznego, byle nie dopuścić do nowej kadencji prezydenta Poroszenki. To też sygnał odrzucenia dotychczasowej polityki europejskiej? Gdyby Bruksela zrobiła przez te pięć lat więcej, dała Ukrainie perspektywę członkostwa, wynik wyborów mógłby być inny?
Nie określałbym prezydenta ważnego, przyjaznego Polsce państwa mianem komika. Także w państwach Europy Zachodniej obywatele wybierali ostatnio prezydentów bez doświadczenia politycznego. Jest to zwykle reakcja na problemy natury wewnętrznej, a nie wyraz zmiany nastawienia wobec integracji europejskiej. Polska wspiera proeuropejskie aspiracje Ukrainy, w tym przyznanie jej perspektywy członkostwa.