Rezygnacja ministra Łukasza Szumowskiego nie oznacza przyspieszenia rekonstrukcji rządu, bo do kluczowych decyzji jeszcze bardzo daleko. Zapadną we wrześniu. Ale trudna sytuacja w służbie zdrowia i wizja jesiennej fali koronawirusa sprawiają, że obsadzenie resortu jest sprawą pilną. Lista nazwisk pęcznieje, a wiemy z oficjalnych komunikatów premiera, że nowy szef resortu ma być osobą „kompetentną”, a jego nazwisko poznamy w najbliższych dniach.
Wyzwanie jest spore. Dotychczasowy szef resortu zdrowia był bowiem najpopularniejszym ministrem w rządzie Mateusza Morawieckiego. W ostatnim badaniu IBRiS dotyczącym ministrów jego pracę pozytywnie oceniało 54 proc. ankietowanych – najwięcej w całym rządzie.
W środku cyklonu
Łukasz Szumowski odszedł w samym środku cyklonu, kiedy w jednoimiennych szpitalach zakaźnych zaczyna brakować miejsc dla chorych na koronawirusa, a niektóre muszą dokonywać selekcji, przyjmując najcięższe przypadki. Tak jest w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Krakowie, który lada dzień może zostać ogłoszony strefą żółtą. – Wczoraj na SOR-ze mieliśmy 350 chorych z podejrzeniem koronawirusa, a na intensywnej terapii nie mamy już miejsc pod respiratorami – mówi prof. Andrzej Matyja, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej i ordynator oddziału chirurgii przekształconego w oddział dla chorych na koronawirusa. I dodaje, że decyzja o odejściu Szumowskiego jest dla niego zagrożeniem nie tylko dla zdrowia Polaków, ale całej gospodarki:
– W ostatnim czasie pandemia przybrała na sile. Zachorowań jest z dnia na dzień rekordowo dużo. Jeżeli nie utrzymamy w ryzach epidemii, to obawiam się, że ponownie może dojść do lockdownu, a co za tym idzie – do krachu gospodarczego. Ochrona zdrowia pracuje na granicy wydolności – ostrzega profesor. Jego zdaniem na czele resortu zdrowia powinien jak najszybciej stanąć człowiek, który upora się z obecnym chaosem organizacyjnym.
Potrzebny cudotwórca
Wielu ekspertów takiego cudotwórcę widzi w Grzegorzu Gieleraku, generale dywizji i profesorze kardiologii, który od 2007 r. szefuje Wojskowemu Instytutowi Medycznemu na Szaserów w Warszawie, uważanemu za jeden z najlepiej zarządzanych szpitali w kraju. Gielerak już kilkakrotnie pojawiał się na krótkiej liście kandydatów na ministra zdrowia, ale dwukrotnie wygrywali kandydaci PiS – najpierw Konstanty Radziwiłł, a potem Łukasz Szumowski. Opinia publiczna poznała go, gdy jeden z tabloidów sfotografował, jak osobiście wozi kule do domu Jarosława Kaczyńskiego, który na Szaserów operował kolano. Ale na Szaserów leczy się o wiele więcej politycznych VIP-ów (tu dochodziła do siebie Beata Szydło po wypadku w 2018 r.), a gen. Gielerak znany jest z podobnej dbałości również o pacjentów nievipowskich. Wszechstronnie wykształcony, ma tytuł MBA w ochronie zdrowia i liczne studia podyplomowe z zarządzania, a przez kolejnych dyrektorów oddziału wojewódzkiego NFZ uważany jest za twardego negocjatora kontraktu dla swojego szpitala. – Jedyny kłopot polega na tym, że Gielerak nie jest marionetką. Nie będzie firmował decyzji, które uważa za nieracjonalne. I może dlatego jeszcze nie został ministrem – mówi osoba z otoczenia generała.