Wydaje się jednak, że, paradoksalnie, trzeba stanąć w obronie Gowina, wskazać na sens tego dramatycznego aktu z 6 kwietnia i pokazać pewne pozytywne aspekty jego polityki i udziału w polskiej polityce w ogóle. Taka obrona jest rodzajem moralnego obowiązku dla osób szukających prawdy obiektywnej. Skupię się, ale też i krytycznie, m.in. na Gowinowskich reformach.
Zacznijmy od rezygnacji Gowina. Początkowo sytuacja z 6 kwietnia br. wydała mi się zabawna, bo jak to… odchodzi z rządu, ale zostaje w koalicji rządzącej?… Co to za zmiana?… Nic się nie zmienia, rządzi ten sam obóz. Z drugiej strony, ataki na Gowina poszły za daleko i nie można milczeć, tylko trzeba napisać, jak było i jak jest. Stanąć w obronie człowieka i polityka. (Dodam, że nie należę do jego partii ani nie należałem do żadnej, a całe życie poświęciłem nauce.)
Są dwa główne sposoby patrzenia na rezygnację Gowina. Z jednej strony, akt rezygnacji Gowina jawił się jako honorowy. Akt został dokonany, gdyż Gowin nie mógł przekonać koalicjantów do swojej wizji rozwiązania problemu terminu wyborów prezydenckich. Z drugiej strony, taki akt mógł być odbierany jako upokorzenie. Są głosy, że jego własna partia Porozumienie Jarosława Gowina zbuntowała się przeciwko niemu i nie chciała opuścić rządu zdominowanego przez PiS, przywiązując się zbytnio do władzy czy stanowisk.
Oczywiście, inni mogą pytać, na co Gowin liczył, mając tak nielojalnych członków własnej partii. Nie o to tu chodzi. Akt rezygnacji jest honorowy, ale jawi się mimo to jako upokorzenie. Gowin traci swoje stanowiska w rządzie, a zastąpić go jako wicepremiera ma jego polityczna wychowanica, Jadwiga Emilewicz. Gowin jest wciąż liderem swojej partii, a Emilewicz i inni mówią, że są lojalni wobec niego, chociaż… Nikt nie wie, jak silny Gowin jest we własnej partii tak do końca i czy PiS nie „podkupuje” już mu posłów. Gowin sugeruje, że chodzi mu o stabilizację we władzy w czasie kryzysu pandemii. Dlatego jego partia zostaje w rządzie, choć nie on sam. Jak jest, nie wiemy. Wiemy, że jego partia jest mała, raczej nieznana i mogłaby przegrać w przedterminowych wyborach parlamentarnych (wynik poniżej 5%). Wiemy, że ludzie kojarzą Gowina i ewentualnie jego partię raczej jako część PiS. Wiemy, że ciężko Gowinowi znaleźć sojusznika poza PiS. Dlatego Gowin wciąż współpracuje z PiS. To wszystko pośrednio płynie nawet z listu Gowina do działaczy, który ostatnio, już po rezygnacji, wyciekł. Trudno powiedzieć - jak chcą niektórzy - czy Gowin ucieka z tonącego statku PiS. Być może statek tonie, ale chyba nie jest tak źle. Na razie.
O co jednak poszło, że doszło do rezygnacji?… Jak wiemy, poszło o to, że Gowin nie chciał wyborów prezydenckich 10 maja. Gowin bowiem uważa, że wybory w maju są niebezpieczeństwem i zagrożeniem dla życia i zdrowia Polaków. Pójście do urn wyborczych może być zaiste pójściem do urn, ale rozumianych jako trumny. Tymczasem PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele i Prezydent Andrzej Duda prą do wyborów, licząc na łatwe (albo jakiekolwiek) zwycięstwo. Poprzez jakiekolwiek wybory, nawet korespondencyjne dla wszystkich. (Nawet poprzez zmiany prawa wyborczego wbrew Regulaminowi Sejmu.) Gowin na to nie poszedł w sytuacji epidemii. Uparł się. Gowin zaproponował zmianę w konstytucji. Wedle niej, kadencja Dudy byłaby przedłużona o dwa lata, sam Duda nie mógłby już kandydować na prezydenta, a wybory odbyłyby się w 2022 r. Propozycja jest kontrowersyjna, bo niby dlaczego trzeba przedłużyć kadencję aż o dwa lata?… Poza tym, przegłosowanie zmiany konstytucji wymaga porozumienia z opozycją. A tego Gowin, zdaje się, nie osiągnął jeszcze.