Zbigniew Ziobro nie stawił się po raz czwarty przed sejmową komisją śledczą i nie stawi się piąty ani kolejny raz, jeśli zostanie wezwany. Problemem nie są względy zdrowotne, bo te pozwalają byłemu ministrowi odpowiadać przez dwie godziny, tak jak pozwalają jeździć mu do prokuratury sieradzkiej zeznawać w charakterze poszkodowanego, jak i udzielać wywiadów czy brać udział w zagranicznych podróżach. Ziobro znalazł sobie idealne alibi polityczne i prawne. Zdrowiem nawet już nie próbuje się wykręcać.
Dlaczego Ziobro nie stawi się przed komisją ds. Pegasusa?
Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej orzekł we wrześniu, że zakres działania sejmowej komisji śledczej ds. Pegasusa jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Powołując się na wyrok TK, były szef ABW Piotr Pogonowski nie stawił się po raz trzeci przed jej obliczem, podobnie jak inni urzędnicy z czasów rządów PiS. Ziobro też nie, bo nie chce stawiać ich w niezręcznej sytuacji. Gdyby pojawił się przed komisją, mimo orzeczenia TK, musiałby przyznać, że Pogonowski i inni złamali prawo swoją absencją. Tak nie zrobi. Tym bardziej że sytuacja jest dla niego wygodna również politycznie.
Czytaj więcej
„Jeśli Sejm powoła komisję ds. Pegasusa bez wad wytkniętych w orzeczeniu TK, chętnie stawię się, by złożyć zeznania, bo pokażą one, jak wiele zrobiłem, by Polacy mogli czuć się bezpieczniej” - napisał w serwisie X były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Ziobro jest, a jakby go nie było. Ma status posła, pobiera wynagrodzenie, ale udziału w pracach izby niższej nie bierze. Wynikają z tego dla niego same korzyści. Nie jest zaczepiany w Sejmie przez dziennikarzy, ma święty spokój, jeśli chodzi o polityczne targi z kolegami z PiS. Od tego są Patryk Jaki i Michał Wójcik, którzy zostali nowymi wiceprezesami PiS. A Ziobro buduje swój mit.
Ziobro wciąż czeka na przejęcie dusz na prawicy po Kaczyńskim
Jeszcze za czasów Lecha Kaczyńskiego Ziobro pozycjonował się na politycznego szeryfa. Marzył o tym, żeby zostać następcą prezydenta Kaczyńskiego, ale też sprawować rząd dusz na prawicy. Jarosław Kaczyński nigdy na to nie pozwolił i nie pozwoli. Ale prezes PiS nie jest wieczny. Ma swoje lata i jego czas powoli się kończy. Kolejne przegrane wybory mogą być jego ostatnimi nie tylko ze względu na metrykę, ale również liczbę porażek, które może ponieść lider partyjny. Tym bardziej że planem Donalda Tuska jest trwałe osłabienie PiS na tyle, żeby partia była na tyle silna, żeby mogła być straszakiem wyborczym, ale na tyle słaba, żeby nie była już realnym zagrożeniem dla PO.