Kwarantanna to duże wyzwanie – zostać tak nagle sam na sam ze sobą w domu. To nam pokazuje, w jak wielkiej mierze jesteśmy przywiązani do interakcji ze światem zewnętrznym, jak bardzo jesteśmy przypięci do systemu. Ten okres narodowych rekolekcji może być, tak jak w Kościele, przyczynkiem do refleksji nad swoją kondycją, momentem zatrzymania się i rozglądnięcia się dookoła.
Mnie interesuje w tym względzie jeden aspekt. Otóż po pierwszej fali sensacji dotyczących rozprzestrzeniania się wirusa Polacy zauważyli swoją gospodarkę. To znaczy przedsiębiorcy, którzy musieli zamknąć swe zakłady albo ograniczyć działalność, widzieli ją od razu, ale Polacy spoza tego kręgu zobaczyli ją dopiero teraz. Pracownicy takich przedsiębiorstw widzieli to trochę wcześniej, ale ogół ekscytował się maseczkami, rozległością zakazów oraz postępami epidemii. Niestety trzeba było koronawirusa, by Polacy zobaczyli polską gospodarkę jako drugi najważniejszy problem poza zachorowaniami. Ogół Polaków zauważa więc dziś ją po raz pierwszy, w dodatku w momencie jej kryzysu i to w stopniu nieznanym. A więc jako groźną i nieprzewidywalną.
Dwie fazy pomocy
Pracodawcy nie wiedzą, kiedy będą mogli rozpocząć swą działalność i czy dotrwają do tego momentu. Dobijają ich stałe koszty ponoszone bez względu na to, czy mają jakieś przychody, czy nie. Podatki, które muszą zapłacić za luty, kiedy wszystko jeszcze było dobrze, składki, opłaty i czynsze. A wszystkie koszty dotąd płacili raczej na bieżąco, czyli na zapłacenie lutego brali kasę z dochodów marcowych. Im dłużej będzie trwał stan gospodarczego zawieszenia, tym bardziej będą się rozchodziły nożyce przychodów i kosztów stałych. Teraz ta gospodarka „na styk” ma swoje konsekwencje. Są bowiem przed nami dwie fazy. Dwie, a ja się boję, że rząd widzi tylko jedną.
Pierwsza to faza pomocowa, która powinna w swej istocie pozwolić na zamknięcie tych rozjeżdżających się nożyc przychodowo-kosztowych. Przedsiębiorstwa muszą odzyskać płynność, by po pandemii móc wznowić działalność. I pod tym względem można ocenić potencjalną efektywność działań w ramach tzw. tarczy antykryzysowej. Ale ważniejsza jest faza druga, o której na razie cicho. Jeśli – a to zadanie niepewnej fazy pierwszej – polskie przedsiębiorstwa ocaleją, to po pandemii będą musiały wejść do działalności na rynku o cechach recesyjnych. I to druga faza. Konsumenci będą ostrożniejsi, bo po pandemii raczej zmienia się model życia z konsumpcyjnego na oszczędnościowy, banki się usztywnią z akcją kredytową itd. Będzie trudniej.