Wprowadzanie do obrotu paliw bez płacenia podatków, podawanie nieprawdy w fakturach VAT i pranie brudnych pieniędzy z lewych interesów, na czym państwo straciło ponad 330 mln zł – tym według prokuratury trudniła się zorganizowana grupa przestępcza złożona i związana ze służbami specjalnymi, którą rozbito w 2016 roku.
Zarzuty w tej sprawie postawiono dotąd 73 osobom. A z dziennikarskiego śledztwa „Rz" wynika, że może ona być tłem personalnej wojny i dymisji, które ostatnio wstrząsnęły Ministerstwem Finansów. Fakty wskazują na to, że w wąskim gronie osób zaangażowanych w rozbijanie paliwowej szajki był „kret", który roztaczał nad nią parasol ochronny.
Spodziewany nalot
Na trop podejrzanych przelewów spółki R. z branży paliwowej wpadł w 2014 r. generalny inspektor informacji finansowych (GIIF). Proceder zaczęli rozpracowywać pracownicy wywiadu skarbowego z Mazowsza.
Ich ustalenia operacyjne m.in. dzięki podsłuchom (za zgodą sądu) dostarczyły mocnych dowodów. Okazało się, że za pomocą wielu podmiotów, w tym zakładanych na tzw. słupy firm na wielką skalę dochodziło do oszustw podatkowych. Firmy miały sprowadzać z Rosji paliwo i nie płacić VAT. W woj. kujawsko-pomorskim prezesami spółek zamieszanych w nadużycia byli członkowie grupy AA (anonimowych alkoholików). Śledczy ustalili, że pieniądze z oszustw inwestowano m.in. w nieruchomości w Emiratach Arabskich. Latali tam specjalni pracownicy spółki powiązani m.in. z mafią pruszkowską.
Służby skarbowe uderzyły w paliwową mafię 26 sierpnia 2016 r. O tym, że spółka R. jest na widelcu służb skarbowych, wiedziało kilka osób w Urzędzie Kontroli Skarbowej (UKS), ABW oraz Piotr Dziedzic (wtedy szef Departamentu Kontroli w Ministerstwie Finansów, dziś wiceminister finansów).